USA Parki Narodowe Zachód Kwiecień 2009

Parki Narodowe USA (Zachód) San Diego - Park Narodowy Joshua Tree – Lake Mead – Hoover Dam – Antelope Kanion – Wielki Kanion – Skamie...


Parki Narodowe USA (Zachód)
San Diego - Park Narodowy Joshua Tree – Lake Mead – Hoover Dam – Antelope Kanion – Wielki Kanion – Skamieniałe Lasy – Canyon de Chelly – Monument Valley – Natural Bridges – Arches NP – Canyonlans – Capitol Reef – Bryce Canyon – Zion Canyon – Las Vegas -San Diego




9 kwietnia –moje urodziny 
Dzień spędzony w samolocie i a nawet więcej niż dzień. Jak już w środku nocy czasu zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, wyładowałyśmy w San Diego, to się okazało, że samochód zarezerwowany przez nas z Polski nie może wjechać do części stanów, bo takie przepisy ma wypożyczalnia samochodów? Hmmm… szkoda, że wcześniej nikt nas nie poinformował. Rozpoczęłyśmy, więc nocne poszukiwanie samochodu, na 5 osób z bagażami i całym sprzętem biwakowym, co okazało się nie tak łatwe. Te większe samochody zazwyczaj sprowadzają do wypożyczalni na zamówienie. W końcu udało nam się jakiś dorwać, i już po spakowaniu wszystkiego do środka, było pewne, że od rana będziemy szukać większego samochodu.
10 kwietnia – piątek Wielki Piątek
Rano udało nam się w Avisie podmienić samochód na większy. Pierwszy sukces !!! Zaraz po śniadaniu i zapakowaniu się do samochodu, udałyśmy się do sklepu sportowego zakupić gaz do butli i inne niezbędne rzeczy na kemping, których nie mogłyśmy przewieźć samochodem. Zanim zrobiłyśmy zakupy jedzeniowe to z ranka zrobiło się popołudnie, więc szybciutko opuściłyśmy miasto i ruszyłyśmy w kierunku Joshua Tree National Park. Przed nami po przejechania było około 400 km. Wyszło więcej, bo na jednym ze zjazdów wpakowałyśmy się w autostradę w druga stronę. Wyraźnie ciągnęło nas do Meksyku. Iska jest coraz bardziej przeziębiona, chyba zrezygnujemy z noclegu w namiocie i dziś pójdziemy spać do motelu. Tym bardziej, że jest coraz później i nie ma sensu ładować się do Parku po ciemku. Krajobraz wokół to już pustynia Mojave, przepiękna o tej porze roku, bo kwitnie.


11 Kwietnia – sobota
Zanocowałyśmy w moteliku w Indygo i był to dobry pomysł. Z samego rana pośniadaniu ruszyłyśmy do Joshua Tree National Park. Włączyłyśmy w samochodzie U2 i okazało się, że samochód ma do niczego głośniki. No, ale przynajmniej mamy dużą przestrzeń w nim. Park Joshua Tree porastają drzewka Jozuego (właśnie Joshua Tree), z drzewkami to ma niewiele wspólnego, bo to jest  Juka. Pierwszym mormońskim osadnikom w połowie XIX wieku skojarzyły się one z wzniesionymi ku niebu rękami modlącego się proroka i tak powstała nazwa. Po drodze zatrzymałyśmy się w  Cholla Cactus Garden i porobiłyśmy tam mnóstwo zdjęć. Te kwitnące kaktusy, były obłędne. Zatrzymałyśmy się też w kilku innych miejscach charakterystycznych dla Parku i na koniec poszłyśmy na Ryan Mountain (5457 ft – jakieś 1600 m n.p.m.) . Wspaniały spacer, widoki niesamowite, z dołu drzewka Jozuego powodują, że człowiek nie czuje się jak na pustyni i dopiero z góry widać, na jakim pustkowiu się znalazł i jak rzadko te drzewka rosną. Po południu wyjechałyśmy z Parku i pojechałyśmy w stronę Las Vegas, zanocowałyśmy w Needles w motelu, Iska coraz bardziej chora…. Dziś zrobiłyśmy około 600 km, w ogóle tego nie czułyśmy, mamy metodę zmieniania się, co dwie, trzy godziny.



12 Kwietnia – niedziela
Rankiem wyjechałyśmy z Needles w stronę Las Vegas. Po drodze zauważyłyśmy na mapie, że jedziemy wzdłuż rzeki Kolorado. Zjechałyśmy, więc w boczną drogę i spędziłyśmy miły czas nad brzegiem rzeki. Jest ogromna, woda niebieska i bardzo przejrzysta. Bardzo fajne miejsce. Las Vegas ominęłyśmy dolna obwodnicą po drodze zwiedzając Zaporę Hoovera na rzece Kolorado. Zapora Hoovera znajduje się na granicy dwóch stanów Arizona i Nevada. Została zbudowana w latach 1931-1936 i nazwana imieniem Herberta Hoovera, prezydenta Stanów Zjednoczonych, który odegrał kluczową rolę przy jej powstaniu. W latach 1933-1947 oficjalną nazwą zapory było Boulder Dam. Zapora stała się symbolem wyjścia Stanów Zjednoczonych z Wielkiego Kryzysu. Tama ma wysokość 224,1 m i długość 379,2 m. Szerokość u podstawy wynosi 200 m, a na górze 15 m. Maksymalna moc elektrowni wodnej wynosi 2074 MW. Droga tutaj jest ciągle zakorkowana, turyści plus ludzie przemieszczający się pomiędzy stanami. W związku z tym budują tutaj Hoover Dam Bypass, most, który ma rozładować korki. To jest mega przedsięwzięcie. Zobaczycie na zdjęciach. Po obejrzeniu i sfotografowaniu ze wszystkich stron Zapory, udałyśmy się na widokową drogę wzdłuż jeziora Mead. Jest to sztuczne jezioro utworzone powyżej zapory i ma powierzchnie 640 km2. Nieźle prawda. Jest przy tym bardzo malownicze i robi niesamowite wrażenie wśród tego pustynnego krajobrazu. Na noc zjechałyśmy do Page. Znowu zrobiłyśmy ponad 600km.


13 Kwietnia  - poniedziałek
Rano miałyśmy zamówiona wycieczkę fotograficzna do Antelope Slot Canyon. Jesteśmy już na ziemi Nawahów. Ta wycieczka to był szał fotografowania. Kanion Antelopy, tak jak inne kaniony szczelinowe, został wymyty z otaczające go piaskowca w ciągu ponad miliona lat przez tzw. powodzie błyskawiczne. Jest to niesamowite miejsce czerwono –pomarańczowy piaskowiec, i co jakiś czas promień światła przebijający się z dziury na górze. Fantastyczne miejsce. Ale minę miałam nietęgo, zanim udało mi się opanować aparat i zrobić parę fajnych ujęć. No cóż człowiek całe życie się uczy.
 Po kanionie Antylopy ruszyłyśmy w stronę Wielkiego Kanionu Kolorado. Po drodze zjechałyśmy na zakole rzeki Kolorado zwane Horseshoe Band. Obłędne miejsce, patrzyłyśmy, patrzyłyśmy, fotografowałyśmy i nie mogłyśmy stamtąd odejść. Coś przepięknego, jedna dziura w ziemi a tyle emocji. 


Późno w nocy dojechałyśmy do Grand Canyon. Zanim znalazłyśmy kemping, to było już zupełnie ciemno. W dodatku zaczęło się robić zimno. Obsługa kempingu zostawiła nam naszą rezerwację przypiętą do tablicy, więc przynajmniej z tym nie było problemu.  Namiot rozbijałyśmy po ciemku.  Przejechałyśmy dziś 231 km.
14 kwietnia - wtorek
Rano okazało się, że całkiem nieźle namiot jest rozbity, niestety mamy pogodę taką sobie. 


Zwiedziłyśmy z góry Grand Canyon. Ma on 349 km długości i w najgłębszym miejscu 2133 m głębokości, szerokość od 800 m do 29 km. Jest to ogrom, nie tak wielki jak kanion Colca w Peru, ale też olbrzymi i bardziej dziki. Przepiękne kolory, niestety pogoda taka sobie, więc co zdjęć wyjdzie zobaczymy. W tym kanionie znajduje się pełny przekrój geologiczny od proterozoiku(era prekambryjska) po trias (era mezozoiczna). Każda seria warstw skalnych posiada inny odcień. Skały osadowe kanionu obfitują w skamieniałości, od pierwotnych glonów do drzew, od morskich muszli po szczątki dinozaurów. Przed wybudowaniem w 1963 r. zapory wodnej Glen Canyon rzeka niosła przez kanion dziennie 500 000 ton osadu, obecnie zaś zaledwie 80 000 ton. Zrobiło się zimno. Wygrzebałyśmy chustki na głowę i co poniektórzy rękawiczki. Na noc zostajemy na tym samym campingu. Z powodu złej pogody lot samolocikiem nad Grand Canyon przełożyli nam na rano
15 kwietnia – środa
Rano musiałyśmy poczekać, żeby pogoda się poprawiła i samoloty zaczęły startować. Nie miałyśmy najlepszych humorów, w nocy spadł śnieg, więc było w namiocie bardzo zimno. Z Ewka jeszcze w nocy wychodziłyśmy zwinąć komin z przedsionka, bo był duży wiatr. Ale warto było widoki z samolotu były fantastyczne, kręciłam kamerą, dopiero z tej wysokości widać ogrom tego kanionu. Naprawdę udany poranek, ale przyznam się cieszę się, że nie wykupiłyśmy dłuższej wycieczki. Pogoda była paskudna, samolocik mały, więc moja choroba lokomocyjna pod koniec już zaczęła o sobie dawać znać. Po lądowaniu zerknęłyśmy jeszcze na dwa punkty widokowe i ruszyłyśmy w stronę Parku Skamieniałych Lasów. 


Przejechałyśmy dziś 277 km. Po drodze złapała nas burza piaskowa, cały samochód mamy pokryty czerwonym pyłem. Po ostatniej zimnej nocy zdecydowałyśmy się na motel. Znalazłyśmy całkiem przyzwoity prowadzony przez rodzinę hindusów. A zapomniałam po drodze zboczyłyśmy do jednego miasteczka dokupić cieplejsze rzeczy dla tych, co maja braki w ubraniu. No i dzięki temu jechałyśmy kawałek drogą Route 66. Ach kawałek historii Ameryki.
16 kwietnia  - czwartek
Rano pojechałyśmy do Parku Skamieniałych Lasów  - Petrifield Forest . Znajdują się tutaj olbrzymie pnie późno triasowych (sprzed około 200 mln lat) drzew z rodziny araukariowa tych, mają do 66 metrów długości i do 3 m szerokości. I są przecudne. Krzemionka jest w nich wielobarwna, częste są też pustki wypełnione ametystem. Nigdzie indziej skrzemieniałe drewno nie jest tak pięknie ubarwione. 


Obok znajduje się drugi park Malowanej Pustyni - Painted Desert. Pagórki na pustyni zmieniają tutaj niesamowicie barwę w zależności jak pada słońce, czy jest za chmurami, czy nie.  Bardzo ładne miejsce. Stąd ruszyłyśmy do Canyon de Chelly. Na jutro rano mamy zamówioną wycieczkę w głąb kanionu z lokalnym Indianinem Nawaho. Mamy spać na Spider Rock Campgroud.
17  kwietnia – piątek
Oj wczoraj wieczorem był kryzys, na dole było całkiem ciepło, ale kemping leży w najwyższym punkcie i tam już ciepło nie było. Spanie w namiocie odpadło. Bo nasz gospodarz Indianin powiedział ł, że w nocy spadnie śnieg. Część ze mną spała w indiańskim Hoganie, niestety męskim (niestety, dlatego bo męskie są małe, a kobiecy był już zajęty), a druga część w przyczepie pamiętającej lata 60-te. Przyczepa miała na szczęście piecyk, a w Hoganie była koza. Cała noc jak człowiek pierwotny budziłam się jak trzeba było dodać nowego drewna do kozy. Rano nie miałam najlepszego humoru. Howard nasz gospodarz zawiózł nas w głąb Kanionu i poopowiadał nam o Indianach Anastazi, którzy tutaj pobudowali domy, tzw. Puebla, gdzieś pomiędzy Iw n.e. a końcem XII wieku. Nazwę tym plemionom nadali Nawahowie, Anasazi w języku nawaho  to starożytni wrogowie. Mało o nich wiemy, bo z niewyjaśnionych przyczyn zniknęli. Ładnie było udana wycieczka humory nam się poprawiły. 

Potem pojechałyśmy jeszcze wzdłuż kanionu obejrzeć go z góry. Z góry Puebla zawieszone na ścianach wyglądają zupełnie inaczej.  Po drodze zatrzymałyśmy się przy Indianinie, który sprzedawał przepiękne wyroby lokalne. Zakupiłyśmy sobie z Ewa po olbrzymich talerzach, w samolocie chyba je założymy na głowę i będziemy udawać, że to kapelusze. Popołudniu udałyśmy się w stronę Monument Valley. Po drodze zaczęły się w monotonnym pustynnym krajobrazie, co jakiś czas pojawiać czerwone ostańce. Znowu złapała nas burza piaskowa. Przez jakiś czas nie widziałyśmy nic poza pół metra przed samochodem. Zanocowałyśmy w Hollidey Inn w Kayenta, na jutro na bardzo wcześnie rano mamy zarezerwowany lot balonem z okazji moich urodzin.
18  kwietnia  - sobota
Zaczęłyśmy o 5 rano, jak już wjechałyśmy w Monument Valley, okazało się, że ni polecimy balonem, bo jest za duży wiatr. A to pech. Dla organizatorów także tłukli się tutaj ze sprzętem z Kalifornii. W zamian załatwili nam lokalnego przewodnika z plemienia Nawahów i obwieźli po całej dolinie. Po drodze było śmiesznie, bo po drodze kręcili reklamę papierosów Marlboro, były wiec widoki jak z westernu. 

Po zwiedzaniu padłyśmy jak nas podwieźli pod hotel to wszystkie spałyśmy. Zabrałyśmy nasz samochód i przez Bluff Scenic Way ruszyłyśmy do Natural Bridges. Po drodze zobaczyłam na mapie boczna drogę, która się pięknie na mapie nazywała Valley of the Goods. Okazała się serpentynową szutrówką, wspinającą się i spadającą w dół, cały czas mając z boku przepaść. To było coś niesamowitego. Widoki były obłędne. Potrzebna nam była taka adrenalina. Pełne najgorszych obaw, bo zrobiło się późno ruszyłyśmy do Natural Bridges, tam na kempingu, obowiązuje, kto pierwszy ten lepszy, ale udało się zająć ostatnie miejsce na namiot. Przejechałyśmy jakieś 200km. Szybko padłyśmy spać, byłyśmy wykończone. Na szczęście temperatura tutaj była dużo cieplejsza.
19  kwietnia - niedziela
Rano obejrzałyśmy wszystkie Naturalne Mosty tj.: Sipapu Bridge, Kachina Bridge i Owachomo Bridge. Potem ruszyłyśmy do Canyonlands. Dojechałyśmy na zachód słońca – tu to dopiero były widoki, Wielki Kanion wysiada. Patrzyłyśmy jak oczarowane i żałowałyśmy, że nie mamy więcej czasu, żeby się tutaj powłóczyć. Kemping w Parku Narodowym był już zajęty, za to obok Parku był prywatny kemping, gdzie się rozbiłyśmy na noc i co ważne udało nam się to zrobić za dnia !! Przejechałyśmy dziś niecałe 140 km.
20 kwietnia - poniedziałek
Prawie cały dzień spędzony w Parku Łuków Skalnych, zobaczyłyśmy Double Arch , poszłyśmy na szlak żeby zobaczyć Delicate Arch , i jeszcze inne. Cudowny dzień , piękna pogoda. 


Zrobiłyśmy przystanek przy Balanced Rock i Iska nam tu upichciła obiad na świeżym powietrzu. Po późnym obiadku ruszyłyśmy do Capital Reef. Po drodze krajobraz się zmienił. Opuszczałyśmy wyraźnie pustynie i po drodze zaczęłyśmy mijać pierwsze lasy. Przejechałyśmy dziś około 250 km
21  kwietnia  - wtorek
Rano ruszyłyśmy w dalszą drogę do Bryce Canyon. Jechałyśmy bardzo krótko tylko 190 km J. Udało więc nam się dojechać za dnia, porządnie rozbić namiot, zrobić jedzenie i posiedzieć przy ognisku oraz spokojnie zrobić plany na przyszły dzień – to dopiero sukces!!!. Spałyśmy na porządnym kempingi sieci KOA z prysznicami i całym zapleczem.
22 kwietnia - środa
Rano zwiedzałyśmy Bryce Canyon. Ja tu na pewno wrócę połazić tutaj dłużej. Niesamowity jest. Zerodowane przedziwne formacje skalne w kolorze pomarańczowym.  Wygląda jakby ktoś zaczął rzeźbić bajkowe miasto i nie dokończył. Naprawdę cudowne miejsce. Spędziłyśmy tu prawie cały dzień. 


Było bardzo mokro, i całe podłoże zmieniło się w czerwoną breję, w którą ja oczywiście musiałam się wywalić. Cudowne będę miała zdjęcia czarne portki a cały tyłek czerwony J. Późnym popołudniem przeniosłyśmy się do Zion Canyon na kemping. Przejechałyśmy 140 km. Był to bardzo udany dzień. Widoków nigdy nie zapomnę.
23 kwietnia - czwartek
W nocy była wichura, taka, że z Ewką wyskoczyłyśmy z namiotu i poprawiały linki. Namiot jest cudowny, ma jakiś specjalny system na duże wiatry, więc tylko czułyśmy jak pod podłogą przesuwają się taśmy. Z powodu dużego wiatru zrezygnowałyśmy ze szlaku Angels Landing i zrobiłyśmy szlak niżej, też było fajnie.


Ale widać już po naszych minach, że zbliża się końcówka. To nasz ostatni Park a to oznacza koniec wyjazdu. Wieczorem pojechałyśmy do Las Vegas. Przejechałyśmy się główna ulicą i popatrzyłyśmy na kicz wokół



24 kwietnia - piątek
Rano zrezygnowałyśmy zwiedzanie Las Vegas, wybierając zakupy w outletach – baby…
Spędziłyśmy tam pół dnia, musiałyśmy dokupić dwie olbrzymie walizy, i nie wiem jak my się zapakujemy do samolotu. Nasz przestronny samochód zrobił się za mały!!! Żeby wysiadły te co z tyłu siedzą, trzeba wystawić walizy. Na parkingach ludzie patrzą na nas jak na jakieś pomylone. Na noc pojechałyśmy do San Diego.
25 kwietnia - sobota
Jesteśmy znowu w cywilizacji, rano wszystkie zgodnie stwierdziły, ze nie chcą zwiedzać miasta i wolą pójść do zoo/akwarium Sea Worlds, jednego z największych na świecie. To był dobry wybór, dzień spędziłyśmy cudownie, te skaczące orki, niedźwiedzie białe widoczne jak pływają pod wodą i wiele, wiele innych.
Na wieczór wróciłyśmy się spakować, upchnąć te rzeczy tak, żeby zapłacić za jeden nadbagaż.
26 kwietnia - niedziela
Niefajny poranek, podjechałyśmy na lotnisko, część pojechała oddać samochód, a tu się okazało, że samolotu dziś nie ma. Olbrzymie burze w Chicago spowodowały, że samoloty utknęły w Chicago i nie ma, co latać. Musiałyśmy pojechać po inny samochód, znowu wsadzić te nasze ciężary do samochodu, znaleźć hotel. A potem pojechałyśmy trasą nr 1 wzdłuż wybrzeża i zatrzymałyśmy się na plaży.
27/28 kwietnia – poniedziałek/wtorek
 Po długich perypetiach udało nam się wylecieć do Polski, uparłyśmy się, że chcemy wylecieć z San Diego do Los Angeles, – bo tam większe lotnisko, sam menager z nami dyskutował i udało się. Co prawda Polacy w Londynie nie chcieli nas przyjąć na pokład, bo ich wspaniały system nie załapał zmian współpracującej linii, ale się w końcu udało.

Ika 

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Zbieramy grupę na USA:Kaniony i pustynie, wrzesień 2012.
    24 dni niezapomnanych wrażeń.Ostatnie dni na zakup biletów lotniczych w rozsądnej cenie! Koszt wyprawy od 3550 USD. szczegóły pod linkiem:
    http://www.driftergroup.pl/wyprawy/amerykapol/usa0007tran ŚWIAT JEST MAŁY :)

    OdpowiedzUsuń

Popularne artykuły

'

Wizytówka Facebooka

Flickr Images