Argentyna Południe Marzec 2007

Warszawa-Buenos Aires-Ushuaia-El  Clafate  – Puerto  Madryn  – Buenos Aires- Warszawa Większość podróży odbyła się po  Patag...



Warszawa-Buenos Aires-Ushuaia-El Clafate – Puerto Madryn – Buenos Aires- Warszawa

Większość podróży odbyła się po Patagonii. Patagonia jest największym regionem geograficznym Argentyny o powierzchni 790 tys km2, co stanowi 28,5 % całego kraju. Jest tutaj najrzadsze zaludnienie w całej Argentynie – 1,8 mieszkańca na 1 km2. Aż 90 % obszaru Patagonii pokrywa uboga roślinność stepu krzaczastego, monte i tundra, tylko w Andach rosną lasy.





27/02/2007

Po długim locie z przesiadką na inne lotnisko w Buenos Aires dotarłam do Ushuaia. Różnica czasu, zmiana klimatu, dłuuugi lot, wszystko to wpłynęło, że pierwszego dnia czułam się jakbym spała na stojąco. W Polsce zima, w Argentynie koniec lata i początki jesieni. Pogoda w Ushuaia nie była za specjalna, ale pierwszego dnia nie padało. Po spotkaniu z moim tatą, który przepłynął tutaj z Antarktydy i odespaniu, ruszyliśmy do portu, aby popłynąć po kanale Beagle i poobserwować subantarktyczne zwierzątka. Znajomi, którzy mieli z nami podróżować dotarli tutaj wcześniej i ruszyli do Chile, czego my nie mieliśmy w planach. Ushuaia jest stolica prowincji Tierra del Fuego. Nazwa miasta Ushuaia pochodzi z lokalnego języka Indian Yámana, w którym znaczy zatoka u krańca (ush - w głębi, wuaia - zatoka). Indianie z grup Yamane, Alakaluf,  Selk’nam oraz Haush, zamieszkiwali te rejony od około 12 000 lat. Pierwsze stałe osiedle Europejczyków w rejonie Kanału Beagle założył w 1869 roku anglikański pastor Thomas Bridges. Niestety europejczycy razem z nawróceniem na wiarę katolicką, przywieźli choroby i tak z dawnych plemion mało, kto przeżył. Miasto Ushuaia oficjalnie założono 12 października 1884 roku. W porcie wybraliśmy nie nowoczesny katamaran, ale kuterek o nazwie Baracuda. Baracuda jest uroczą staroświecką łodzią, a co najważniejsze podpływa o wiele bliżej do wysepek ze zwierzątkami niż jakikolwiek nowoczesny katamaran. Widoki były niesamowite, za nami został port i Ushuaia u podnóża gór, z przepięknymi szczytami Monte Gegoy i El Esfinge. Mijaliśmy urocze malutkie wysepki z latarniami morskimi, wokół nas pływały uchatki patagońskie, wyraźnie rozbawione falami, jakie robiliśmy. Podpłynęliśmy do  Isla de los Pajaros i Osla de los Lobos Na wysypkach tych siedziały Kormorany Niebieskookie, Uchatki Patagońskie, Mewy Magellańskie, Magellanki Skalne. Pary tych ostatnich wyglądają jak dwa zupełnie inne gatunki ptaków. Samiczka jest ubarwiona na ciemno, samiec jest śnieżnobiały. 

Po tym rejsie poszliśmy do Muzeum Końca Świata - Museo del Fin del Mundo. Dowiedziałam się tam dużo ciekawych rzeczy. Zanim dotarł tu biały człowiek, jak wspomniałam wcześniej 4 grupy Indian zamieszkiwały Ziemię Ognistą : Selk’ I Haush, oraz Yamana i Alcaluf.
Dwie główne zamieszkujące: region północny i centralny. Były to
plemiona myśliwskie. Polowali głownie na guanako, ubierali się w skóry zwierząt. Pierwsze ślady ich bytności na tych terenach datowane są na 10 000 p.n.e. Natomiast wzdłuż Cieśniny Beagle i na okolicznych wyspach mieszkali Indianie Yamana. Większość swojego życia spędzali na czółnach. Tak się przystosowali do tego życia, że byli niskiego wzrostu, mieli bardzo rozbudowane barki od ciągłego wiosłowania i chude drobne nogi. Pierwsze ich osady datowane są na 7 000 p.n.e.
Żyli z tego, co znaleźli w morzu. Nie używali odzieży. W nocy skupiali się wokół ognisk, które rozpalali na wyspach i na wybrzeżu. To właśnie
ich ogniska zobaczył Magellan i nadał tej ziemi nazwę Tierra del Fuego – Ziemia Ognia. Pod koniec XIX wieku władze Argentyny postanowiły uczynić z Ziemi Ognistej kolonię karną. Ta odległa i dzika wyspa miała uniemożliwić więźniom wszelkie ucieczki. (Ziemia Ognista jest wyspą – oddzielona jest od lądu Cieśniną Magellana).Do budowy więzienia Ushuaia przystąpiono w 1902 roku. Prace nad nim trwały do 1920 roku i były prowadzone wyłącznie za pomocą rąk skazańców. Trafiali tu najwięksi przestępcy argentyńscy, co oznaczało w tych czasach i więźniów politycznych i notorycznych morderców, traktowanych jednakowo. Więźniowie pracując na miejscu w różnorakich zawodach zapewniali Ushuaia samowystarczalność. Wokół więzienia zaczęło wyrastać miasteczko. W 1947 roku więzienie zostało zamknięte. Dziś w jego murach istnieje właśnie Muzeum Krańca Świata. Inną pozostałością tamtych czasów jest zabytkowa kolejka Tren del Fin del Mundo. Transportowała ona niegdyś pozyskiwane przez przystąpiono w więźniów drewno z okolic obecnego Parku Narodowego Ziemi Ognistej.  Wieczorem spotkaliśmy się z resztą polarników czekających na samolot do domu i poszliśmy do lokalnej restauracji na Asado, czyli grill po argentyńsku.

28/02/2007
Rano taksówką podjechaliśmy do pierwszej stacji kolejki Tren del Fin del Mundo. Kolej służyła do przewozu więźniów, w celu wycinki lasu. Las wycinali na opał w więzieniu, ale duża część wyciętych
drzew nigdy nie została zwieziona na dół. Ważne było żeby więźniowie mieli zajęcie. O tyle jest to smutne, że przez 40 lat istnienia więzienia, więźniowie wycieli większość subantarktycznego lasu w tej okolicy. W 1960 roku utworzono tu Park Narodowy Lapataia Tierra del Fuego, obejmuje subantarktyczny las, wybrzeże Kanału Beagle i Patagońskie Andy. Pojechaliśmy kolejką dostatniej stacji. Kolejka wlecze się bardzo wolno, są przystanki, przy których są tablice informacyjne o historii tej okolicy. My wysiedliśmy na ostatniej stacji i ruszyliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża.






Frutilla del diablo – Paprzeklin Falklandzki
 Zrobiła się cudowna pogoda, zupełnie jak na zamówienie. Przecudne wybrzeże z lasem, są to południowe lasy wilgotne typu lenga oraz wiecznie zielone formacje typu coihue. Typowy krajobrazy polodowcowe, górzyste z głębokimi dolinami wypełnionymi rzekami i jeziorami, do których należą dwa największe: Fagnano i Roca oraz klifowe wybrzeża i małe plaże, na których odnalazły dla siebie idealne warunki gatunki ptaków nadbrzeżnych. Występują tu także torfowiska, andyjski step oraz łąki z charakterystycznymi, kwitnącymi wiosną orchideami. Naprawdę przepiękne miejsce. Najbardziej zaskakująca jest ten świat pełen przyrody, tuż u wrót Antarktyki. Były tam śmieszne czerwone owoce Frutilla del diablo – Paprzeklin Falklandzki. Lokalni Indianie, robili z nich truciznę do strzał. Las pokryty jest przeróżnymi porostami, przez to wygląda jak prastary las. 







Z ciekawostek były tutaj grzyby pasożytnicze (Cyttaria Darwini), które są jadalne i ich lokalna nazwa to Pan de Indio, Chleb Indian. 
Pan de Indio

Co pewien czas ścieżka wyprowadzała nas na coraz piękniejsze plaże. W pewnym momencie wyszliśmy z lasu i trafiliśmy na przepiękną łąkę pełna królików i ich nor. Robiło to niesamowite wrażenie, zupełnie jakbym znalazła się wśród Hobbitów. Obok pasły się dzikie gęsi. 


Z ledwością zdążyliśmy na ostatni autobus, który zawiózł nas do miasta.

01/03/2007

Z samego rana, wybraliśmy się na Lodowiec Glaciar Martial
Jęzor lodowca schodzi do 1000 m n.p.m. Góra ma tylko 1200 m n.p.m.
tylko że startuje się z poziomu morza. Wjechaliśmy wyciągiem narciarskim i tutaj ciekawostka. Wyciąg ten zaprojektował i zdaje się zajął jego budową. Kazimierz Zaprucki. Jest on też najprawdopodobniej pierwszym Polakiem, który dotarł po wojnie do Antarktyki. W czasie II Wojny światowej dostał się do Anglii wraz z armią generała Andersa. Nie znalazł tam jednak zajęcia, które odpowiadałoby jego kwalifikacjom. Zaciągnął się, więc jako mechanik do Argentyńskiej Marynarki Wojennej i na pokładzie okrętów wojennych wielokrotnie pływał do Antarktyki, obsługując liczne bazy argentyńskie w tym rejonie. Po skończonej służbie na stałe osiadł w Ushuaia, zyskując sobie i swoim potomnym wysokie miejsce w hierarchii lokalnej społeczności. W 2007 roku skończył 97. Jego syn nadal zajmuje się wyciągiem. Niestety jak byliśmy w połowie drogi zaczął padać bardzo mokry śnieg, a zaraz potem zerwał się wiatr. Jak dojechaliśmy wyciągiem na górę, okazało się, że nici z naszych planów zdobycia lodowca. Ziemia zamieniła się w potoki błota a śnieg z zimnym wiatrem nie dawał za wygraną. Pomyśleć, że dnia poprzedniego chodziłam w krótkim rękawie. Uciekliśmy przed śniegiem na zupę serową do schroniska. Byliśmy całkowicie przemoczeni i zmarznięci, a zupa była przepyszna. Po jakiejś godzinie trochę się uspokoiło, w połowie naszego schodzenia na dół, zrobiła się znowu ładna pogoda. Schodziliśmy drogą, która w zimie jest trasą narciarską. Trzeba to przyznać, widok zjeżdżający tam na nartach mają obłędny, prosto na kanał Beagle.

2/03/2007

Rano zwiedziliśmy nieznaną mi jeszcze część miasta. W porcie leży w wodzie wrak Saint Christopher 
Tugboat przybył do Ushuaia ratować rozbitków z ze statku Monte Cervantes, który się rozbił niedaleko Ushuaia. Niestety sam uległ rozbiciu w porcie, którego już nigdy nie opuścił. Znajduję się tutaj obok siebie dwa kościoły. Oryginalny kościół wybudowano w 1898 roku, potem go rozebrano, gdy wybudowano
nowocześniejszy kościół (w głębi). Po wieku pożałowano dawnego kościoła i odbudowano go według starych planów. Kościół z tyłu Nuestra Seniora de La Marced ukończony w 1949 roku. Zasponsorowany przez rodzinę Figue. Ushuaia jest regularnie zalewane przez tłumy wysiadające z ogromnych statków wycieczkowych. Co roku Ushuaia odwiedza około 200 tysiące turystów rocznie.
 Wieczorem mieliśmy samolot do El Calafate. Miało być szybciej więc kupiliśmy bilety na samolot, zamiast tłuc się autobusem. Wyszło na to samo, nie mieli kompletu na samolot, to go nie puścili, oczywiście zero informacji. Po kilku godzinach oczekiwania dopiero pojawił się komunikat po hiszpańsku, że polecimy następnym samolotem za kilka godzin. Następny był opóźniony no i wyszło na to, że wylądowaliśmy w El Clafate w środku nocy. Znajomi którzy dotarli tu z Chile spali w hoteliku, gdzie nam też zamówili miejsce, ale w środku nocy wszystko było zamknięte i mimo że się dobijaliśmy – to nikt nas nie wpuścił. W końcu po długich poszukiwaniach El Calafate (to takie nasze Zakopane dla Argentyńczyków, wiec full wszędzie), taksówkarz zawiózł nas do takiego lepsiejszego hotelu, gdzie pracował jego kuzyn i wytargował dla nas znośną stawkę. I tak zostaliśmy tu na 4 noce

3/03/2007

Rano poszliśmy zwiedzić rezerwat ptaków w Reserva Laguna Nimez. Przed parkanem otaczającym teren rezerwatu, stało całe stado koni, które wyraźnie dały komuś nogę i próbowały się przedrzeć na teren rezerwatu, aby sobie pojeść tej pięknej bujnej roślinności. Która w tej okolicy znajdowała się tylko za parkanem. Laguna znajduje się tuż przy jeziorze Argentino. Na brzegu jeziora brodziły Flamingi Jest to największe jezioro w Argentynie. Miejsce jest rajem dla ptaków

 Wracając wstąpiliśmy do prywatnego Muzeum Regionalnego, bardzo ładna ekspozycja. W międzyczasie udało nam się wreszcie spotkać ze znajomymi i umówić za dwa dni na wspólną wycieczkę. Wieczorem oczywiście była przepyszna kolacja sałatka, wołowinka i wino.


4/03/2007

Rano wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Perito Moreno Glaciar. Lodowiec Moreno jest to ponoć jedyny na świecie lodowiec, który nie cofa się. Jego czoło wznosi się do 50-60 m na odcinku 4 km w poprzek jeziora. Gdy czoło lodowca dociera do brzegu, woda tworzy pod nim tunel i w ten sposób powstaje „most”, który załamuje się raz na jakiś czas, co stanowi wspaniałe widowisko, które ściąga tu turystów z całego Świata. Wielkość, kolor, odgłos wydawany w trakcie cielenia się lodowca, to wszystko robi niesamowite wrażenie.


 Wycieczka ta zajęła nam cały dzień. Wieczorem ze znajomymi poszliśmy na przepyszną wołowinę i nie mniej smakowite wino.

5/03/2007

Już w całym składzie pojechaliśmy na zorganizowaną wycieczkę do Bosque Petrificado de Leona. Jest to miejsce gdzie leża skamieniałe drzewa (notofagus – buk południowy) z okresy Kredy (136 milionów lat temu),
a także kości dinozaurów. Po drodze zatrzymaliśmy się na kawę, WC i papierosa w stancji w szczerym polu. Dumna nazwa brzmi Hotel la Leona, podobno w czasach, gdy przybywali tu osadnicy z Europy, takie miejsca jak to były jedynym, gdzie można było się zatrzymać, zanim wybudowano sobie dom. Na ścianach zamiast tapet były ponaklejane gazety, sprzedawano bardzo dobre ciastka domowe roboty i wyglądało na to, że te busiki z turystami, co się tutaj zatrzymują to jedyny dochód tej rodziny. Wokół pustka, ostra trawa i ciągle wiejący wiatr. Piękne miejsce na wakacje, ale spędzić tu całe życie…. Bosque Petrificado de Leona jest terenem prywatnym i wpuszczają określoną ilość turystów dziennie. Przewodnik naprawdę bardzo się starał, trochę mu mina zrzedła jak w pewnym momencie się dowiedział, że ma w grupie dwóch profesorów geologii, ale szybko zaczął notować, czego nie wiedział. Miejsce niesamowite, czułam się jakbym znalazła się na księżycu. Wszędzie leżą, lub wystają częściowo z ziemi olbrzymie skamieniałe drzewa, a gdzie niegdzie olbrzymie kości dinozaura. To była piękna wycieczka.

    6/03/2007
 Znowu się rozdzieliliśmy, znajomi nie byli na Perito Moreno, za to byli w El Chalten, do którego my się wybraliśmy. El Chalten, było kiedyś osadą wspinaczy, teraz pełne jest turystów i chyba swoboda rozbijania się i robienia na terenie parku co się chce, niedługo się skończy. Najwyższymi szczytami parku są Fitz Roy (3375 m n.p.m.) i Cerro Torre (3133 m n.p.m.). Cerro Torre to iglica skalna. Ze względu na zmienność pogody oraz budowę uznawana jest ona za jedną z najtrudniejszych technicznie gór świata. Fitz Roy , Indianie nazwali go Cerro Chalten – Góra Dymów, z powodu częstych chmur „pływających” wokół szczytu, byli przekonani, że góra jest czynnym wulkanem. Mieliśmy niesamowite szczęście jak już jechaliśmy do parku, nagle wyszło słońce, wszystkie chmury, gdzieś się schowały i ukazały się naszym oczom wszystkie szczyty. Pan kierowca autobusu się zatrzymał i wypuścił wszystkich turystów, którzy zaczęli robić zdjęcia, bo nikt nie wierzył, że pogoda się utrzyma. Fitz Roy rzadko, kiedy jest widoczny bez chmur. Fitz Roy (Monte Fitz Roy, Cerro Fitz-Roy, Mount Fitzroy, Cerro Chaltén) jest to iglica skalna o wysokości 3375 m n.p.m. Po raz pierwszy zdobyta w 1952 przez Lionela Terray'a oraz Guida Magnone. Cerro Torre
3133 m n.p.m. Jest najwyższym z czterech szczytów w łańcuchu: Cerro Torre, Torre Egger, Punta Herron oraz Cerro Standhart. Ze względu na zmienność pogody oraz budowę uznawana jest za jedną z najtrudniejszych technicznie gór świata. Pierwszego wejścia na górę dokonali w 1959 Włoch Cesare Maestri i Austriak Toni Egger. Egger zginął w czasie wspinaczki (według Maestri - w czasie zejścia), a fakt zdobycia został poddany pod wątpliwość. Maestri ponownie podjął próbę wejścia w 1970.O historii zdobywania Cerro Torre nawiązuje nakręcony w autentycznej scenerii fenomenalny film Wernera Herzoga "Krzyk kamienia". Idąc na szlak zastanawialiśmy się, który wybrać… czy szlak do Laguna Torre (ok. 6 godzin) z przepięknym widokiem na Cerro Torre, czy też szlak ok. 8 godzinny, do Laguna de los Tres z widokiem na Cerro Fitz Roy Zdecydowaliśmy się, że Cerro Torre jest piękniejsze i poszliśmy do Laguna Torre. Widok był obłędny, nie mogłam się napatrzyć. Coś cudownego i cały czas mieliśmy słońce!!!. Ostatnim autobusem wróciliśmy do El Calafate. Po drodze widzieliśmy typowy krajobraz dla tej części świata u stóp Andów, suchy step patagoński, guanaco i Ñandú, czyli strusia z Południowej Ameryki,


Jedynymi śladami bytności człowieka to owce na wypasie (ponoć żyją tutaj o połowę krócej, bo ścierają sobie szybko zęby suchą trawą patagońską) i gdzieniegdzie widać oazę z drzew,  wśród których kryje się stancja. Drzewa te to zazwyczaj topole, bo najszybciej rosną i chronią przed wiatrem mieszkańców stancji.

7/03/2007, 8/03/2007

Cały dzień i noc, jechaliśmy do Puerto Madryn. Po przyjeździe poszliśmy na spacer po plaży.


9/03/2007
W planach była Penisula Valdez, ale niestety opady zamieniły okolicę w grząskie błoto i nie wpuszczali na półwysep ani prywatnego transportu, ani publicznego, bo władze lokalne miały już dosyć wyciągania kolejnych turystów z błota razem z samochodem. Wynajęliśmy, więc samochód i pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża. Bardzo fajna wycieczka. 


Wieczór jak zwykle spędziliśmy na kolekcji z winem i wołowinką.

10/03/2007
Rano odprowadziliśmy znajomych na autobus, postanowili wcześniej wrócić do Buenos Aires, żeby jeszcze wykupić tam wycieczkę do Iguazu. My postanowiliśmy zostać, tym bardziej, że wcześniej wracaliśmy od nich do kraju. Po odprowadzeniu ich poszliśmy na całodniowy spacer plażą wzdłuż wybrzeża i to był błąd, bo nie naszykowaliśmy się na spacer po słońcu. Widoki były niesamowite, ale słońce mnie tak spaliło, że przez następne dni brałam środki przeciwbólowe, żeby spać.
11/03/2007 na 12/03/2007
Podróż do Buenos Aires, bardzo długa, ja poparzona słońcem, z objawami porażenia słonecznego, było mi niedobrze i cała skóra mnie bolała, wykupiliśmy autokar typu "cama", żeby się przespać. Niestety okazało się, że na dolnym pokładzie gdzie są super rozkładane fotele do spania jest też olbrzymi ekran telewizyjny, a w tym czasie był jakiś festiwal muzyki latynoamerykańskiej, chyba nie muszę kończyć. Cały autobus śpiewał, cała obsługa z górnego pokładu, co chwile wpadała z dzikim wrzaskiem i też zaczynała tańczyć i śpiewać. Zapewne gdyby nie mój stan to pewnie z nimi bym tańczyła i śpiewała, a tak wspominam to jak koszmarek….

13/03/2007
 Buenos Aires, odwiedziliśmy znajomych taty w Instytucie naukowym i zaprzyjaźnione biuro podróży polskie, potem ruszyliśmy na szybkie zwiedzanie i zakupy . Niestety nie udało się zwiedzić tyle ile by się chciało, ale… to przecież nie ostatni raz w Buenos Aires.

14/03/2007 na 15/03/2007
Powrót do Polski

Ika

You Might Also Like

0 komentarze

Popularne artykuły

'

Wizytówka Facebooka

Flickr Images