Ameryka Północna
Badlands
Crazy Horse
Jaskinia Mamucia
Jawel Cave
Mount Rushmore
Niagara
Nowy Jork
Opowieści Iki
Parki Narodowe
USA
USA 07/2012 od NY do Salt Lake City
Wind Cave
Nasza wakacyjna podróż po USA część 1
16:28Pół pierwszego dnia poświeciliśmy na szukanie samochodu na dalszą podróż, w końcu okazało się że wynajem z Scarsdale (White Plains) na północ od miasta Nowy Jork jest o wiele tańsze niż w samym mieście Nowy Jork. Dodatkowo uświadomiono nas, że jak samochód wynajmiemy powyżej miesiąca to zapłacimy taniej niż za wynajem na 28 dni, opłacało nam się więc wynająć samochód parę dni przed wyjazdem w trasę. Wsiedliśmy więc w pociąg na stacji Grand Station i po półgodzinnej podróży byliśmy w Scarsdale. Wynajętym samochodem wróciłyśmy na Queens.
Z powodu częstych wizyt rodzinnych w Nowym Jorku, miasto znamy i zwiedzanie w upale zamieniliśmy na zakupy, odwiedziny u znajomych i odpoczynek przed czekającą nas miesięczną podróżą. Ja po dwóch dniach pobytu w Nowym Jorku ruszyłam z przyjaciółką z dzieciństwa, która akurat była w Nowym Jorku nad Niagarę. Reszta grupy pozostała w Nowym Jorku na zakupach.
Wyjazd nad Niagarę był pomysłem spontanicznym i nie zarezerwowaliśmy żadnego noclegu, zapominając że jest to weekend. Jechaliśmy 550 km z Nowego Jorku od popołudnia do brzasku następnego dnia.
Brak snu zastąpiliśmy sobie amerykańskim śniadaniem, w restauracji zamawiając pancakes z syropem klonowym i wróciliśmy oglądać Niagarę za dnia. Woda z dwóch jezior Ontario i Erie łączy się tutaj w rzekę Niagara i spada z progu o wysokości 50 km.
Po przejściu pieszego szlaku wzdłuż wodospadu, wykupiliśmy wycieczkę stateczkiem pod sam wodospad. Naprawdę robi to duże wrażenie, ogromny słup wody wpadający z dużej wysokości do rzeki. Będąc na stateczku blisko wodospadu dopiero się czuje co to jest 50 km… nie dziwi mnie już magiczna liczba 12 mln turystów przewijających się tutaj w ciągu roku.
Po powrocie do Nowego Jorku w pełnym składzie ruszyliśmy do stanu Wirginia do Blacksburga, odwiedzić znajomych. Jechaliśmy pełni obaw bo w Blacksburgu, właśnie były wichury i cały region był od paru dni był bez prądu. Udało nam się, parę godzin przed naszym przyjazdem prąd zaczął działać, a z prądem i klimatyzacją i wiele innych przydatnych rzeczy w życiu codziennym.
Z Blacksburga ruszyliśmy wreszcie w naszą podróż w głąb Stanów Zjednoczonych mijając po drodze stan West Virginia dojechaliśmy do Kentucky. Stan w którym Burbon Whiskey stoi na półkach stacji benzynowych, tuż obok mleka. Kilometrami ciągną się tutaj zagrody dla rasowych koni. Temperatura na zewnątrz samochodu zniechęcała nas do zwiedzania miast. Termometr zastygła wskazująć niezmiennie około 108° F czyli około 42 °C. Uciekliśmy więc w cień, pod ziemię.
Jaskinia Mamucia leży około 13 km od Louisville, gdzie spaliśmy w motelu. Łączna długość odkrytych do tej pory korytarzy wynosi około 500 km, a wiele jeszcze czeka na odkrycie Jest zaliczana do największych systemów jaskiniowych na świecie. Kupiliśmy krótką godzinna wycieczkę, żeby poczuć ogrom jaskini. Na naszej trasie zwaną historyczną nie napotkaliśmy jakiś imponujących form naciekowych.
Byliśmy pod wrażeniem niekończących się korytarzy, kolosalnych przechylonych płyt zwisających nad nami. Część trasy prowadziła nad zawalonym korytem wielkiej podziemnej rzeki , więc nasze ścieżki nie prowadziły przez wyżłobione wodą korytarze tylko pomiędzy oderwanymi gigantycznymi plastrami warstw skalnych.
Ruszyliśmy w dalszą podróż do Dakoty Południowej. Minęliśmy kolejne stany Illionois, Missouri i Iowa, większość to stany rolnicze. Za oknami milami ciągnęły się pola zboża, słoneczników, a w Iowa śmigały ciemnozielone pola sojowe.
Dotarliśmy w okolice Badlands w Dakocie Południowej. Od tysiącleci mieszkający tu Siuksowie, zmagając się w lecie palącym, bezlitośnie słońce i dokuczliwą suszą, a zimą z przeszywającym chłodem i bezlitosnym wiatrem, nazwali ten teren Mako Sica - Złe Ziemie. To co ich tu trzymało to stada bizonów. Na pierwszym kempingu rozbiliśmy się tuż przed Badlands National Park, zaczęliśmy ….na bogato (!) kempingiem KOA. Największą radość sprawił wyraźny spadek temperatury. Było tylko około 80 St F i zaczął wiać wiatr, co za wytchnienie po tylu dniach w upale.
Rano zanim pojechaliśmy do Parku Narodowego Złych Ziem wstąpiliśmy do miasteczka 1880 Town.
Miasteczko to skansen z ponad 30 budynkami z lat 1880 – 1920, autentycznie urządzonymi w środku, jest tu prawdziwy saloon, jest bank, hotel, w którym widać odpadającą oryginalną tapetę i trzeba uważać na dziury w podłodze,
oryginalna szkoła, malutki jednoizbowy dom tapera, wozy i wiele innych atrakcji.
Człowiek poczuł tutaj że jest na prawdziwym dzikim zachodzie.
wagon sypialny |
Można też obejrzeć film. Jeden z koni który grał w filmie mieszkał tutaj do swojej śmierci w 2008 roku. W jednym z budynków jest też muzeum Cassey Tibbsa, dziewięciokrotnego mistrza rodeo, żyjącego w latach 1929- 1990.
imponujące zbiory oryginalnych siodeł |
samochód którym jeździł Val Kilmer w filmie "Thunderheart" z 1992 roku |
Badlands jest to poorany erozją płaskowyż prerii, o powierzchni ponad 1000 km2.
Wzniesienia osiągają wysokość 60 m n.p.m. Płaskowyż urozmaicony jest głębokimi suchymi dolinami i niesamowitymi formacjami skalnymi. Pomiędzy tym wszystkim znajduje się zielona preria. Ten niesamowity krajobraz był tłem dla wielu filmów, między innymi dla Tańczącego z Wilkami, Kevina Costnera.
Podziwianie parku ułatwia 50 – kilometrowa Badlands Loop Road. Droga biegnie przez cały park, umożliwiając zwiedzanie jego najpiękniejszych zakątków.
Park słynie też z tysięcznego stada bizonów, mi już zawsze będzie się kojarzył z milionami piesków preriowych,
z dzikimi Indykami siedzącymi na zerodowanych skałach,
antylopami widłorogimi i księżycowym krajobrazem
Bizona tutaj widzieliśmy jednego z daleka
za to na pierwszych metrach szlaku dokładnie zapoznaliśmy się z odgłosem wydawanym przez ogromnego grzechotnika pełzającego wokół krzewu jałowca.
Naszym celem był Park Jaskini Wietrznej, Wind Cave National Park.
Przed samym parkiem w Keystone spaliśmy w najdroższym motelu w trakcie naszej dotychczasowej podróży 130 USD za jeden pokój. Miasteczko okazało się kurortem, zaraz za motelem znajdowała się kolejka do wyciągu narciarskiego, blisko stąd do słynnej góry Mount Rushmore, z wyrzeźbionymi obliczami byłych prezydentów, pomnika narodowego Amerykanów, gdzie ciągną tłumy turystów.
Olbrzymie głowy prezydentów, Waszyngton, Jeffersona, Lincolna i Roosevelta, wykute w dawnej świętej górze Indian Lakotów, obejrzeliśmy tylko z drogi, stwierdzając że z daleka to jeszcze jakoś wygląda,
i robi wrażenie ogrom i głupota zmarnowania tak pięknych gór, ale szkoda nam czasu i kasy na oglądanie tego cuda z bliska.
Powstający pomnik w odpowiedzi na "głowy prezydentów" Crazy Horse Memorial. Był on wodzen Dakotów Oglala , jest kuty w górze Thunderhead. Gdy zostanie ukończony, będzie największym na świecie pomnikiem. Rzeźba będzie miała 195 m długości i 172 m wysokości. Sama głowa, której wykuwanie zakończono w 1998 roku, ma 25 m wysokości. Dla porównania głowy prezydentów wykute w zboczu Mount Rushmore mają wysokość 18 m.
Pomnik przedstawia wodza Dakotów Oglala Szalonego Konia, który wsławił się w bitwie nad Little Bighorn w 1876 r., a krótko potem został zdradziecko zamordowany.
Prace nad rzeźbą rozpoczął w 1948 r., na zaproszenie krewnego Szalonego Konia, wodza Dakotów Henry'ego Standing Beara, rzeźbiarz polskiego pochodzenia, Korczak Ziółkowski. Dziś kontynuuje je jego rodzina. Budowa pomnika nie jest i nigdy nie była finansowana przez państwo (sam Ziółkowski odrzucał taką możliwość, w tym oferowane 10 mln. dolarów, by zachować niezależność projektu). Środki na pokrycie kosztów dynamitu i ciężkiego sprzętu, za pomocą których prowadzone są prace, pochodzą z datków na rzecz fundacji "Crazy Horse Memorial Foundation". Fundacja jest organizacją non profit i została założona z inicjatywy żony zmarłego w 1982 roku rzeźbiarza, Ruth. Mottem fundacji są słowa Szalonego Konia: "My land is where my dead lie buried" (Moje ziemie są tam, gdzie leżą pochowani moi ludzie).
Projekt kosztował do tej pory ponad 17 milionów USD.
Ruszyliśmy dalej przez bezkresną prerię do Wind Cave National Park.
W Wind Cave National Park, spędziliśmy 3 dni, w większości na szlakach, śpiąc na prawie pustym parkowym kempingu. Mimo małej ilości gości, Strażnicy parkowi (US Park Rangers) codziennie wieczorem organizowali spotkania, ogniska, pogadanki z rangersami ,a za dnia kilka wycieczek.
Z powodu dużej suszy na większości kempingów był zakaz palenia ognisk |
dowód zapłaty za kemping umieszczony na miejscu, informacja dla strażników parkowych |
odpoczynek po trudach podróży |
codziennie rano budziły nas indykowate |
Wybieraliśmy szlaki idące pośród drzew, nie po otwartej przestrzeni, bo słońce w ciągu dnia paliło niemiłosiernie, nawet przez ubrania. Tak też wybraliśmy szlak na Lookout Tower (1528 m n.p.m.), dawną wieżę do obserwacji pożarów.
znowu grzechotnik? |
Szlak przyjemny, akurat na upalne lato, dodatkowo na początku szlaku za niewielką opłatą można zabrać z drewnianej skrzynki program szlaku. Na szlaku są zaznaczone kolejne numerki, a co w danym miejscu jest interesującego można wyczytać właśnie z programu. Wspaniały pomysł na wchodzenie pod górę w lipcowym upale. Na szczycie znajduje się wieża, na którą do pewnej wysokości można wejść.
Z góry można wrócić na parking tą samą drogą lub szlakiem z drugiej strony góry, który prowadzi do tego samego parkingu.Wracając tym szlakiem wleźliśmy prosto na dwa pasące się bizony.
Trochę nas zmroziło, w sumie nie mieliśmy wyboru bo odgradzały nas one od parkingu na którym stał nasz samochód. Zaczęliśmy omijać je lasem między drzewami robiąc ukradkiem zdjęcia bo wyraźnie zainteresowały się z nami, jeden przestał się paść zaczął kopać tylną nogą jak byczek Fernando, ale udało się …widać upał im też doskwierał.
Innego dnia idąc w skwierczącym upale dnem wspaniałego wąwozu, spotkaliśmy turystów szybko zawracających ze szlaku, spotkali właśnie stanowczego bizona, który stanął pośrodku szlaku i nie miał zamiaru ustąpić im miejsca, bo szedł do wodopoju. W wąwozie bez drzew nie ma gdzie się schować a nasze umiejętności sprinterskie wobec bizona rozwijającego prędkość ponad 60 kilometrów na godzinę..no cóż… zawróciliśmy.
padły bizon, strażnicy parkowi mówili że dużo padało w to lato z powodu suszy |
Chodzenie po słońcu tak wykończyło naszą skórę, że jednego dnia zrobiliśmy sobie objazdówkę po okolicy, przejeżdżając obok całych połaci spalonych lasów, Devils Hole, które wyglądało jak kawałek najprawdziwszego piekła.
antylopy |
Żeby dziecko które z nami podróżowało , całkowicie się nie zanudziło znalazły się i rozrywki dla niego.
cdn.
Ika i Ata
następna część:
http://driftergroup.blogspot.com/2012/12/nasza-wakacyjna-podroz-po-usa-czesc-2.html
Ika i Ata
http://driftergroup.blogspot.com/2012/12/nasza-wakacyjna-podroz-po-usa-czesc-2.html
0 komentarze