Australia i Oceania
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia 03/2013
Opowieści Iki
Wyspa Północna
Nowa Zelandia część I, Wyspa Północna marzec 2013
12:26
Nowa Zelandia, podróż marzeń, zaplanowana z dwa lata wcześniej, ale plan przeleżał w szufladzie razem ze stertą innych. W styczniu linie lotnicze Emirates wchodzą do Polski i pojawiają się bilety w dostępnej cenie, szybka decyzja moja i Iwony, jedziemy.
18 Kwietnia - 20 Kwietnia
Z Warszawy wylatujemy 18.04 o 13:50 w Auckland jesteśmy 20.04 o 13:45.
Bardzo długa podróż z przystankami w Dubaju, Kala Lumpur i Australii..... z samolotu wysiadamy sztywne.
Do hotelu docieramy po 16:00, zanim udało nam się przejść kontrole w Nowej Zelandii, znaleźć shuttle bus i dojechać do hotelu zajęło nam to trochę czasu. Wieczorem idziemy na spacer po Auckland.
Czujemy się trochę jak w azjatyckim mieście, pełno mieszkańców Azji oraz ich knajpy i sklepy z żywnością.W końcu Chińczycy stanowią po Anglikach największą grupę emigrantów w Nowej Zelandii.
Nie mamy czasu na dokładne zwiedzanie Auckland , przed nami długa droga, w planach przejechanie przez obydwie wyspy Nowej Zelandii i podziwianie przyrody.
Mamy zamówiony samochód w wypożyczalni Jucy i w ich hotelu śpimy też pierwszą noc w Nowej Zelandii.
Jesteśmy po podróży tak zmęczona że śpimy jak zabite, zapominamy sprawdzić godzinę, tak to jest jak się jedzie nie w roli opiekuna grupa, szewc bez butów chodzi, komórka automatycznie przedstawiła się na złą, efekt przesypiamy czas wymeldowania z hotelu, ale pan na recepcji jest bardzo wyrozumiały...chyba się przyzwyczaili do turystów z całego świata.
21 Marca 2013
Po porannym zaspaniu, szybko się pakujemy i zostawiamy bagaże na recepcji. Sprawdzamy na mapie gdzie jest wypożyczalnia i idziemy po samochód.
Jesteśmy lekko nieprzytomne, zmiana klimatu i czasu, dodatkowo stres że trzeba będzie przejechać po obcym mieście po lewej stronie, no i wreszcie urlop, umysł się wyłączył. Ale w końcu udało się wyjechać z miasta. Hurra ! Jedziemy dziś do Russel.
Po wyjeździe z Auckland okazuje się że trasa na północ nr 1 jest płatna, nie ma tu bramek, tylko trzeba opłacić w automacie na stacji BP na numer rejestracyjny samochodu. Niestety automaty są zepsute, pani na stacji wyraźnie zna gorzej angielski od nas, my chińskiego nie znamy :-) docierają do niej proste zdania i machając ręką mówi że po drugiej stronie autostrady możemy zapłacić. Spisujemy ze znaków nazwę strony internetowej, według informacji na znakach możemy zapłacić po kilku dniach. Do samego Russel prowadzi przepiękna, kręta trasa (droga nr 11) przez lasy paprociowe. To właśnie do Russel dopłynął sławny statek "Beagl" z Karolem Darwinem na pokładzie. Opis Nowej Zelandii wg Darwina nie jest za ciekawy, angielskich mieszkańców opisał jako "wyrzutków społeczeństwa", a maoryskie chaty jako "obskurne nory". Darwin tu przybył w 1835 roku, wtedy królowało tu bezprawie, opilstwo i prostytucja., od tego czasu Nowa Zelandia bardzo się zmieniała. Śpimy na kempingu, pełnym nielotów, ponoć w nocy jest tam i Kiwi. Przyznaję zaspałyśmy, przekonane, że Kiwi jest wszędzie w Nowej Zelandii, jakże się myliłyśmy. Wieczorem ptaki wydają tu niesamowite odgłosy, zupełnie nie przypomina to odgłosów nam znanych z innych miejsc na świecie. Właściciele mówią nam że jesteśmy pierwszymi gośćmi z Polski, dziwne...
18 Kwietnia - 20 Kwietnia
Z Warszawy wylatujemy 18.04 o 13:50 w Auckland jesteśmy 20.04 o 13:45.
Bardzo długa podróż z przystankami w Dubaju, Kala Lumpur i Australii..... z samolotu wysiadamy sztywne.
Do hotelu docieramy po 16:00, zanim udało nam się przejść kontrole w Nowej Zelandii, znaleźć shuttle bus i dojechać do hotelu zajęło nam to trochę czasu. Wieczorem idziemy na spacer po Auckland.
Czujemy się trochę jak w azjatyckim mieście, pełno mieszkańców Azji oraz ich knajpy i sklepy z żywnością.W końcu Chińczycy stanowią po Anglikach największą grupę emigrantów w Nowej Zelandii.
Nie mamy czasu na dokładne zwiedzanie Auckland , przed nami długa droga, w planach przejechanie przez obydwie wyspy Nowej Zelandii i podziwianie przyrody.
Mamy zamówiony samochód w wypożyczalni Jucy i w ich hotelu śpimy też pierwszą noc w Nowej Zelandii.
Jesteśmy po podróży tak zmęczona że śpimy jak zabite, zapominamy sprawdzić godzinę, tak to jest jak się jedzie nie w roli opiekuna grupa, szewc bez butów chodzi, komórka automatycznie przedstawiła się na złą, efekt przesypiamy czas wymeldowania z hotelu, ale pan na recepcji jest bardzo wyrozumiały...chyba się przyzwyczaili do turystów z całego świata.
Po porannym zaspaniu, szybko się pakujemy i zostawiamy bagaże na recepcji. Sprawdzamy na mapie gdzie jest wypożyczalnia i idziemy po samochód.
Jesteśmy lekko nieprzytomne, zmiana klimatu i czasu, dodatkowo stres że trzeba będzie przejechać po obcym mieście po lewej stronie, no i wreszcie urlop, umysł się wyłączył. Ale w końcu udało się wyjechać z miasta. Hurra ! Jedziemy dziś do Russel.
Po wyjeździe z Auckland okazuje się że trasa na północ nr 1 jest płatna, nie ma tu bramek, tylko trzeba opłacić w automacie na stacji BP na numer rejestracyjny samochodu. Niestety automaty są zepsute, pani na stacji wyraźnie zna gorzej angielski od nas, my chińskiego nie znamy :-) docierają do niej proste zdania i machając ręką mówi że po drugiej stronie autostrady możemy zapłacić. Spisujemy ze znaków nazwę strony internetowej, według informacji na znakach możemy zapłacić po kilku dniach. Do samego Russel prowadzi przepiękna, kręta trasa (droga nr 11) przez lasy paprociowe. To właśnie do Russel dopłynął sławny statek "Beagl" z Karolem Darwinem na pokładzie. Opis Nowej Zelandii wg Darwina nie jest za ciekawy, angielskich mieszkańców opisał jako "wyrzutków społeczeństwa", a maoryskie chaty jako "obskurne nory". Darwin tu przybył w 1835 roku, wtedy królowało tu bezprawie, opilstwo i prostytucja., od tego czasu Nowa Zelandia bardzo się zmieniała. Śpimy na kempingu, pełnym nielotów, ponoć w nocy jest tam i Kiwi. Przyznaję zaspałyśmy, przekonane, że Kiwi jest wszędzie w Nowej Zelandii, jakże się myliłyśmy. Wieczorem ptaki wydają tu niesamowite odgłosy, zupełnie nie przypomina to odgłosów nam znanych z innych miejsc na świecie. Właściciele mówią nam że jesteśmy pierwszymi gośćmi z Polski, dziwne...
pierwsze widoki z drogi
Idealny samochód do podróżowania w dwójkę po Nowej Zelandii Jucy Cabana, przerobiona Toyota Estima. Z tyłu w bagażniku dobrze wyposażona kuchnia: kuchenka do gotowania, lodówka, zlew i naczynia. Tylne siedzenia przerobione na dwie kanapy z możliwością rozstawienia stołu w ciągu dnia, na noc wszystko zamienia się w jedne duże miejsce do spania.
pierwszy nocleg na kempingu i pierwsze dziwne ptaki
A Weka ptak endemiczny z Nowej Zelandii, nielot zwany też Woodhen. Na zdjęciu Weka Północna (Gallirallus australis greyi). Na Nowej Zelandii występuje najwięcej gatunków nielotów, przed pojawieniem się pierwszych ludzi (do około x - XI wieku) na wyspach nie było ssaków drapieżników, które by zagrażały ptakom. Wyodrębniły się tu takie gatunki nielotów jak kiwi, kakapo, takahe, weka, czy wymarły w czasach historycznych moa (zjedzony przez pierwszych maorysów, którzy przybyli na te wyspy).
ale i takie, które spotkałyśmy już w innych rejonach świata
Pukeko (Porphyrio porphyrio) - Modrzyk, nie występuje tylko w Amerykach i na Antarktydzie, w Europie występuje na Sycylii.
22 Marca 2013
Rano ruszamy dalej, kierujemy się na północ, z Russel wsiadamy na prom do Paihia. Jedziemy do Waitanga, zaczynamy od 10 km (w dwie strony) spaceru do wodospadu Haruru. Idziemy przez następny symbol Nowej Zelandii lasy z paproci drzewiastych. Świat roślinny Nowej Zelandii jest odrębny, około 75% to gatunki endemiczne. Przed przybyciem tu ludzi panującymi z natury zbiorowiskami roślinnymi były lasy: na Wyspie Północnej bujne, wiecznie zielone (m.in. z udziałem kauri Agathis australis i właśnie drzewiastymi paprociami), a w zachodniej i południowej części Wyspy Południowej wiecznie zielone lasy liściaste utworzone przez tzw. buki południowe (notofagus), dziś lasy Nowej Zelandii są w znacznym stopniu wyniszczone (stanowią tylko 27,6%).
Na zdjęciu ptaszek zwany Fantail (Piwakawaka) (Rhipidura fuliginosa) Wachlarzówka posępna, występuje nie tylko w Nowej Zelandii ale też w Australii, Nowej Kaledonii, Nowej Gwinei, Wyspach Salomona.
Po lesie paprociowym docieramy do Hutia Creek tuż przy Bay of Island i lasu namorzynowego.
Namorzyny, mangrowia stanowią formację ziemno-wodną powstającą na przybrzeżnych płyciznach morskich, w miejscach osłoniętych. Ze względu na pływy morskie często podczas przypływu namorzyny zalewane
są tak, że widoczne są wtedy tylko korony drzew, podczas odpływu
odsłania się powierzchnia gruntu, przez ciągłe zalewanie w gruncie brakuje tlenu, namorzyny charakteryzują się widocznymi korzeniami oddechowymi zwanymi pneumatoforami, które pozwalają korzystać tlenu zawartego w atmosferze.
Wodospad Haruru na końcu drogi okazał się najmniej ciekawy z całej wycieczki.
Następnie udajemy się do Treaty House, domu Williama Hobsona, pierwszego gubernatora Nowej
Zelandii, współautora traktatu z Waitangi.
Traktat Waitangi (The Treaty
of Waitangi,Te Tiriti o Waitangi) – traktat podpisany 6 lutego 1840 roku
w Waitangi przed przedstawicieli Korony Brytyjskiej oraz 43 wodzów
maoryskich (przedstawicieli ok. 500 plemion) , uważany przez historyków
za dokument tworzący Nową Zelandię. Traktat ustanowił niepodległość
Nowej Zelandii, ale urząd gubernatora kolonii Nowej Zelandii miała
wybierać korona brytyjska, uznawał maoryską własność ziemi i wszelkich
innych dóbr oraz nadał Maorysom prawa obywateli brytyjskich. Niektóre
punkty traktatu zostały błędnie przetłumaczone na język maoryski, już w 1
punkcie brzmi on inaczej w obydwu językach, po angielsku: Maorysi dają
królowej prawo do całkowitej kontroli nad Nową Zelandią, po maorysku
Maorysi dają królowej Anglii prawo do posiadania gubernatora na terenie
Nowej Zelandii. Traktat nie był potem przestrzegany, osadnicy używając
broni zaczęli zagrabiać maoryskie ziemie i wypędzać Maorysów w głąb
lądu, a następnie zaczęto pozbawiać ich wszelkich praw i zakazywać
uczenia maoryskiego w szkołach.
Flagi Wielkiej Brytanii, Maorysów i na górze Nowej Zelandii.
traktat wystawiony w domu Williama Hobsona
Te Whare Ruanga Maoryski Dom Spotkań, wzniesiony w 1940 roku w celu uczczenia wkładu Maorysów w kształtowanie państwa i narodu.
35 metrowe wojenne czółno spoczywające na plaży Hobsons, największe ze zbudowanych: Ngatokimatawhaorua - nazwa na cześć łodzi na której przybył do Nowej Zelandii mityczny wódz Kupe. Poruszane za pomocą 80 lub więcej wioseł, spływa na wodę co kilka lat 6 lutego Dzień Waitangi.
widok na zatokępień drzewa Kauri z którego zrobiono łódź i jeszcze widok z góry na łódzie
Na noc pojechałyśmy na kemping przy Matai Bay.
Cudowna plaża przy kempingu Maitai Bay Camping Ground w Karikari Peninsula, Nowa Zelandia. Według mitologi Maorysów tu przybyła pierwsza waka (maoryska łódż) z Kaiwhetu i Wairere założycielami iwi "społeczności" - Ngāti Kahu.
nasza trasa z tego dnia około 250 km
23 Marca
Jedziemy na Cape Reinga.
Cape Reinga, Te Reinga w maoryskim Te Rerenga Wairua. Tradycyjnie uważany za najdalej położony na północ półwysep Nowej Zelandii, co nie jest prawdą. Miejsce skąd według wierzeń maoryskich duchy zmarłych schodzą pod ziemię. Reinga znaczy podziemia. Miejsce spotkania Oceanu Spokojnego po wschodniej stronie i Morza Tasmana po zachodniej stronie od tego punktu. Latarnie wybudowano tutaj w 1941 roku.
Przed latarnią drogowskaz informujący że bliżej jest stąd do bieguna południowego 6211 km niż do Europy... do Londynu jest 18029 km.
Typowa droga z mostkiem, wszystkie mostki są jednokierunkowe.
Jedziemy do wydm Te Paki , przy plaży Ninety Mile Beach (Te Oneroa-a-Tōhē). Nie jedziemy plażą bo w warunkach wynajmu samochodu, wyraźnie mamy napisane, że nie wolno nam wjeżdżać na Ninety Mile Beach. Plaża nie ma 90 mil, tylko około 88 km, jakieś 55 mil, dla misjonarzy, którzy podróżowali ją na koniach w piasku, była nieskończenie długa i nadali jej nazwę Ninety Mile.Na wydmach popularny jest Bodyboarding po piasku, czyli zjeżdżanie w pozycji leżącej na desce, niektórzy próbują tu też zjeżdżać w pozycji stojącej.
i znowu spotykamy olbrzymie trawy Austroderia, Toetoe zwane Toi Toi
Na wieczór jedziemy do Rawene, przeprawiamy się tam promem. Pan na promie poleca nam sympatyczny kemping.
Nasza samochodowa kuchnia, otwarta. Wychodziły nam naprawdę dobre posiłki, może nie typowe dla Nowej Zelandii, ale wino zawsze było albo z Nowej Zelandii albo z Australii.
nasz trasa z tego dnia około 320 km
24 Marca
Jedziemy do Waipoua Forest Kauri,
Tane Mahuta największe drzewo kauri na Nowej Zelandii (51,5 m wysokości) - Waipoua Kauri Forest. Ma około 2 000 lat. Nazwa pochodzi od maoryskiego bóga lasów. W mitologii maoryskiej jest on synem Rangi (boga nieba) i Papatuanuku (bogini ziemi). Uważany jest za praojca drzew, ptaków i ludzi. Stworzył pierwszego człowieka, w mitologiach Polinezji określanego jako Tiki. Drzewa Kauru, agatisy nowozelandzkie zwane też soplicami, są olbrzymimi drzewami osiągającymi 50 m. wysokości. (Agathis australis) z rodziny araukariowatych, występują na Wyspie Pólnocnej. Do dziś pozostało ok. 4% lasów kauri, reszta została wycięta przez ludzi. Poniżej inne zachowane drzewa kauri w Waipoua Kauri Forest
Jedziemy dowiedzieć się więcej o drzewach Kauri w Muzeum Kauri w Matakohe
Drzewa kauri były używane do budowy łodzi, budynków, mebli i gitar. Bardzo ceniona jest jego żywica zwana kopalem kauri. Z wyglądu podobny do naszego bursztynu, ale w porównaniu z nim ma niższą temperaturę mięknienia i topnienia, co powoduje łatwiejszą obróbkę. Kopale mogą być w łatwy sposób sztucznie postarzane do barwy jasnożółtej lub jasnobrunatnej. W wyrobach jubilerskich często są lakierowane dla podwyższenia połysku i wytrzymałości mechanicznej. Okazy na zdjęciu z Muzeum Kauri w Matakohe.
Nocujemy na "gigantycznym" kempingu przy Murawi Beach
trasa z tego dnia około 280 km
25 marzec
Z samego rana idziemy na plaże obejrzeć Głuptaki na Murawi Beach.
Zdjęcia kolonii głuptaków na Muriwai Beach w Nowej Zelandii. — w miejscu: Muriwai Beach, New Zealand |
Pamiętacie Głuptaki Niebieskonogie, które spotkaliśmy na Galapagos. Tym razem na Nowej Zelandii spotkamy Głuptaki Australijskie (Morus serrator), zamieszkują one Australię i Nową Zelandię. Te z Galapagos wyglądały jakby ktoś zanurzył im łapy w atramencie, a te jakby ktoś posypał im głowy cynamonem.
Następny cel Płaskowyż Centralny. Rezerwujemy sobie w Waitomo wycieczki po dwóch jaskiniach na następny dzień.
Śpimy na kempingu w Waitomo.
trasa z tego dnia 230 km
26 marca
Dzień zaczynamy od zwiedzania dwóch jaskiń Ruakari Cave i Waitomo Glowworm Caves. W pierwszej jest bogata szata naciekowa którą podziwia się w trakcie 2 kilometrowego spaceru, druga jaskinia jest znana z występującej tam populacji "świecących robaczków". Są to poczwarki muchówki Arachnocampa luminosa z rodziny grzybiarkowatych. Robaczki w ciemnej jaskini wyglądają jak rozgwieżdżone niebo. Zdjęć niestety robaczkom nie wolno robić, bo żyją w ciemnościach.
tu można zobaczyć filmik reklamujący o jaskini :http://www.youtube.com/watch?v=puxf3HlMRCw
Waitomo znaczy "wodna jaskinia". Świecące robaczki ogląda się z łodzi. Jest tu rozległy system podziemnych komór, około 300, połączonych setkami kilometrów przejść.
Następnie udajemy się do Otorohanga Kiwi House & Native Bird Park. Oglądamy Kiwi, które za dnia żyje w budynku w którym jest dla niego noc, dzięki czemu możemy obejrzeć tego niepozornego burego nielota z bardzo długim dziobem, wygrzebującego z ziemi robaki.To ciekawe że właśnie ten niepozorny ptak stał się symbolem Nowej Zelandii, Nowozelandczycy nazywają siebie "kiwi" właśnie od tego ptaka. Ten nocny nielot żyje na ziemi od 70 mln lat, bardzo trudno go wypatrzeć na wolności.Ciekawostką jest to że znoszą ogromne jajka 1/5 w stosunku do ich masy ciała i wysiaduje je samiec.Tu można zobaczyć zdjęcia Kiwi, oficjalna strona Otorohanga Kiwi House & Native Bird Park.
Spotykamy tu też inne endemiczne zwierzę, gada - Hatteria, tuatara, łupkoząb (Sphenodon). Mimo iż wyglądem najbardziej przypomina jaszczurkę, w rzeczywistości reprezentuje odrębną linię ewolucyjną lepidozaurów – sfenodonty. Dwa gatunki hatterii są jedynymi współczesnymi przedstawicielami tej grupy. Hatterię uznaje się za zagrożoną wyginięciem od 1895. W parku jest dużo ptaków, przeróżnych kaczek i tych lokalnych i tych sprowadzonych na Nową Zelandię, przeróżnych papug, ale wyraźną ulubienicą turystów są zaczepiające ich Kakariki.
Modrolotka czerwonoczelna (Cyanoramphus novaezelandiae) - endemiczna papuga z Nowej Zelandii. Maoryska nazwa Kākāriki
Red-Crowned Kakariki, Kakariki – green parakeet (Cyanoramphus novaezelandiae) Modrolotka czerwonoczelna – gatunek ptaka z rodziny papugowate (Psittacidae) jest gatunkiem endemicznym Nowej Zelandii. Zamieszkuje lasy Nowej Zelandii.Jest to średniej wielkości papuga, o długości ok. 22-25 cm. Niestety nie spotkaliśmy jej w lesie na wolności tylko właśnie w Otorohanga Kiwi House & Native Bird Park.
tu można jej posłuchać
Jadąc do Rotoura, zostajemy zatrzymane przez policję. Wypytują nas skąd przyjechałyśmy, od kiedy jesteśmy w Nowej Zelandii, dokąd jedziemy, na koniec proszą żeby nie zatrzymywać się w dzikich miejscach i wręczają nam kartkę ksero z wizerunkiem pana który jest poszukiwany za morderstwo na tej drodze. Nie zatrzymujemy się więc już nigdzie i jedziemy do Rotoura.
Śpimy na kempingu w Rotoura
trasa z tego dnia 230 km
27 Marca 2013
Jedziemy do Wai-O-Tapu.Znajdują się tutaj źródła termalne, zwane też cieplicami – czyli źródła, z którego wypływa woda termalna o temperaturze wyższej od średniej rocznej temperatury powietrza na danym obszarze. Spotykaliśmy je już wcześniej w trakcie naszych wędrówek po Islandii, w Chile, w sierpniu ostatniego roku w Parku Narodowym Yellowstone w USA http://
Pod ziemią jest system strumieni, które są ogrzewane przez magmę. Woda jest tu tak gorąca (zostały zarejestrowane tu temperatury do 300stC,), że absorbuje minerały ze skał, przez które się przeciska i transportuje je na powierzchnię z parą wodną, gdzie są ostatecznie wchłaniane do ziemi.
Szeroka gama kolorów występujących w rezerwacie Wai-O-Tapu pochodzi od różnych minerałów i tak:kolor zielony - siarka koloidalna/sól żelazawa
kolor pomarańczowy - antymon
kolor purpurowy - tlenek manganu
kolor biały - krzemionka
kolor blado żółty - siarka
kolor czerwono- brązowy - tlenek żelaza
kolor czarny - siarka i węgiel
Tak zwany "zapach zgniłych jaj" na geotermalnych obszarach spowodowany jest z wszechobecnym tutaj siarkowodorem.
Na zdjęciu poniżej Devil's Bath.
W mieście odwiedzamy Muzeum Rotoura, kiedyś sanatorium z łaźniami wybudowanymi w stylu Tudorów w 1908 roku. Obecnie mieści się tutaj Rotoura Museum of Art and History. Dobre miejsce na zapoznanie się z historią i kulturą maoryską. W 1886 roku wybuchł wulkan Mount Tarawera, niszcząc część gorących źródeł i przepiękne trawertyny, którymi szczyciło się uzdrowisko. Spowodowało to upadek regionu, żyjącego z turystyki.
nocujemy w Taupo na kempingu, wieczorem widać niesamowity księżyc
trasa z dnia = 226 km
28 Czerwca
Rano jedziemy do wodospadu Huka Halls. Ma on około 12 metrów wysokości, przepływa przez niego 5 basenów olimpijskich w ciągu 1 minuty. Płynąca wąskim korytem rzeka Waikato, spada wzdłuż 12 km uskoku.
następnie jedziemy droga nr 1 wzdłuż jeziora Taupo
po drodze zwiedzamy święte miejsce Maorysów Haere Mai OPotaka
Widok z Opotaka, dawnej osady maoryskiej na brzegu jeziora Rotoaira. Na jeziorze widać wyspę Motuopuhi Island, z tyłu górę Mt. Tongariro. Mt. Tongariro jest czynnym wulkanem
Łabędź czarny (Cygnus atratus) Endemiczny ptak lęgowy Australii, skąd sprowadzony został do Nowej Zelandii, |
Haere Mai OPotaka tak kiedyś wyglądała twierdza maorysów, która tu była |
Jedziemy do Tangorino National Park, wjeżdżamy na stację narciarską na Mt Ruapena 2797 m n.p.m. przez Iwikau Village które jest na wysokości 2020 m n.p.m., w trakcie podjazdu zaczyna nam dymić chłodnica... Na miejscu dolewamy wody, pani w sklepie stwierdziła że to normalne, że w wielu samochodach tak się dzieje na tej wysokości. Usypia tym stwierdzeniem naszą czujność. Na górę wjeżdżały właśnie ostatnie krzesełka, decydujemy się więc wjechać następnego dnia rano. Zjeżdżamy na dół i nocujemy przy drodze 47 Kemping Discowery World.
trasa z tego dnia = 178 km
29 czerwca
Rano zaczynamy od stacji benzynowej po płyn do chodnicy, przy okazji wykupujemy sklep z pamiątek, koszulek, kubków i etc... część prezentów załatwiona i wjeżdżamy ponownie do Iwikau Village,
przed nami stary hotel
Tongariro National Park, widok z rasy narciarskiej Whakapapa, na zboczu najwyższego wulkanu Wyspy Północnej - Mt. Ruapehu (2797 m n.p.m.). To tu znajduje się Mordor, według filmowej wersji Trylogii Tolkiena. Wulkan ten jest nadal czynny, w jego kraterze znajduje się jezioro, które ciągle paruje, z daleka widać więc jakby wulkan ciągle dymił. Ruapehu w języku maoryskim oznacza „wybuchajace jezioro”. W trakcie wybuchu wulkanu jezioro spływa po zboczach, tworząc lawiny błotne, potem znowu się napełnia wodą ściekającą z lodowców. Ostatni wybuch wulkanu był w 2007 roku, ale co roku wulkan budzi się ze drzemki, dając dowody swojej aktywności. Na zdjęciu widać dwa pozostałe wulkany, należące do trzech symboli Parku Tongariro, Mt. Ngauruhoe (2291 m n.p.m) i Mt. Tongariro (1967 m n.p.m.).
Jak zjeżdżamy na dół widoku już prawie nie ma, wszędzie jest gęsta mgła.
Jedziemy na północ trasą 4 do 43 "Forgoten World Highway"
Zatrzymujemy się na lunch przy dawnej przystani dla łodzi Otunui. Na poczatku XX wieku płynął tędy transport rzeczny z Whanganui do Taumarunui 234 km. Łodzie transportowały osadników, żywy inwentarz, zaopatrzenie, pocztę i turystów. Droga zajmowała 3 dni i po drodze były dwa nocleg w hotelu w Pipiriki i na wodnym hotelu w Maraekowhai. W 1908 roku kiedy powstała kolej, transport podupadł, jeszcze tylko przez jakiś czas wożono tędy pocztę. Otunui było przystanią oddzieloną o 20 km od Taumarunui. Obecnie można trasę przepłynąć łodziami lub kajakami.
Forgoten World Higway, nie wiem czy nie najładniejsza droga jaką do tej pory jechałyśmy.
Po drodze mijamy Republikę Whangamomona.
Pierwsi osadnicy pojawili się tutaj około 1895 roku, rozwój tutejszej osady został zatrzymany przez I wojną światową kiedy nie wróciło z niej 55 mężczyzn. W 1933 roku dociera tu kolej a w 1959 roku elektryczność, jednak miasto się nie rozwija w 1979 roku zamykają tutaj szkołę i 9 lat później pocztę.W 1989 roku lokalna społeczność buntując się przed zlikwidowaniem miasta stwarza Republikę Whangamomona i wybiera prezydenta, obecnie jest atrakcją turystyczną. Można tu nawet uzyskać paszport Republiki.
Jedziemy dalej drogą nr 3 w stronę New Plymouth na kemping przy Oakura Beach.
trasa z dnia = 292 km
30 marca
Od rana pada deszcz :-(
Jedziemy do latarni morskiej na najbardziej wysuniętym na zachód przylądku wyspy
i ruszamy w stronę Park Egmont, wulkan Taranaki (2518 m n.p.m) ma przypominać japoński wulkan Fudżi, podobno sceny z filmu Ostatni Samuraj były kręcone tutaj a nie w Japonii. Dojeżdżamy krętą drogą przez stary las, szeroką na jeden samochód, a jeżdżą tędy autobusy - koszmar. Znowu zaczyna nam dymić chłodnica. Ponoć szczyt jest widoczny z odległości setek kilometrów, ale nie dziś, my nic nie widzimy wokół wszędzie jest gęsta mgła, idziemy na krótki spacer do Dowson Falls.
Tam gdzieś w mgle jest ten sławny wulkan Taranaki zwany też Mount Egmont. W 1642 roku Abel Tasman jako pierwszy Europejczyk zobaczył Mount Taranaki, w 1770 roku zrobił on ogromne wra zenie na Jamesie Cooku i to on nadał mu nazwę Egmont na cześć hrabiego. Maorysi zawsze mówili o nim Tranaki -lśniąca góra i w latach 80-tych XX wieku przyjęto tą nazwę jako oficjalną.
Co chwila pada deszcz, chcemy zadzwonić do serwisu w sprawie samochodu, ale znowu nie ma zasięgu.
Jedziemy dalej na plażę na wybrzeżu zachodnim, piękne miejsce, tylko samochód odmawia posłuszeństwa. Zostawiamy go żeby wystygł, nadal nie mamy zasięgu w telefonach.
Jak samochód ostygł, dolewamy płynu i jedziemy w stronę Wanganui, plan jest znaleźć w mieście telefon żeby skontaktować się z wypożyczalnią i hotel. Jest sobota wielkanocna, ludzie świętują a nie włoczą sie po bezdrożach.W miasteczku Waverley po drodze otwarty tylko hotelo - restauracja pełna pijanych maorysów, nie możemy się dogadać, ktoś ma do nas zejść ale po 10 minutach czekania rezygnujemy i jedziemy dalej. Nie dojechałyśmy daleko, do Wanganui jeszcze z 30 km a samochód nam stanął pośrodku drogi, pod górę.... bez pobocza. Obok jest jakiś dom, idę do niego, nie ma żywej duszy, otwarty garaż pełen ubrań maskujących i sprzętu na polowania, wołam nikt nie odpowiada, może właściciel podjechał na piwo do sąsiedniego miasteczka. Mamy farta przejeżdża obok nas samochód z młodym chłopakiem, ten się zatrzymuje i nam pomaga zepchnąć samochód trochę na bok i dzwoni ze swojej komórki do serwisu.... ufff mamy czekać no bo to sobota święto na pomoc drogowa, która zawiezie nas do Wanganui. Po jakiś 30 minutach przyjeżdża, pan nas informuje że zawiezie nas pod garaż warsztatu, który dziś jest zamknięty, ale pan z warsztatu obiecał jutro rano zajrzeć do samochodu. Początkowy plan spania w samochodzie pod warsztatem upadł z powodu braku ubikacji w okolicy. Idziemy szukać hotelu. Znowu mamy farta, w opustoszałym mieście spaceruje para starszych ludzi, pani poleca nam niedrogi hotel, niedaleko.Mają pokój, idziemy do samochodu po część rzeczy i padamy ze zmęczenia.
nasza trasa ostatni podryg samochodu = 156 km
no i tego dnia jeszcze trasa lawetą do Wanganiu :-)
31 marca Wielkanoc
Rano idziemy do samochodu i czekamy na mechanika, przyjeżdża i stwierdza że silnik dead. Zaczyna się załatwianie przez telefon formalności z ubezpieczycielem, jak dobrze że uparłam się przy wypożyczeniu samochody na pełne ubezpieczenie.... rozmowa przez telefon z Nowozelandczykami to koszmar, połowy nie rozumiem, dochodzi stres, jestem spocona po rozmowie jak mysz. Ponieważ na dzień następny mamy wykupiony prom na drugą wyspę, telefonicznie przepisujemy prom z rana na popołudnie, mamy zostawić samochód w Wanganui, zabrać wszystkie rzeczy (wczoraj właśnie zrobiłyśmy mega zakupy zapasów...) i iść na autobus do Wellington i stamtąd zadzwonić co mamy robić dalej. Autobus mamy za niecałą godzinę, przemiły pan mechanik mówi że nas podrzuci, pakujemy się i pakujemy i końca nie widać. Nie wiemy co zrobić z całym zakupionym świeżo żarciem i winem. Pan daje nam lodówkę turystyczną mega wielkości, bo jej nie potrzebuje, ląduje do niej większość jedzenia, wyglądamy jakbyśmy jechały handlować na bazar. Pani kierowca autobusu że żartuje z nas że z takim bagażem to się podróżuje z facetem, no cóż... my się cieszymy że żadnego nie było przy awarii samochodu.
czekamy na autobus do Wellington |
Dojeżdżamy autobusem do Wellington, dzwonię do wypożyczalni, mamy wziąć taksówkę i jechać do opłaconego przez nich hostelu ,a następnego dnia rano taksówką do wypożyczalni, gdzie rano ma czekać na nas samochód. W Hostelu patrzą na nas jak na jakieś wariatki, kiedy wnosimy kolejne bagaże na recepcje i na koniec jeszcze ta lodówka :-) Nie zwiedzamy Wellington bo padamy ze zmęczenia, wypijamy część zapasu wina i zasypiamy.... uff wszystko jest na dobrej drodze. Żegnamy Wyspę Północną. Jajek świątecznych nie jemy, zostawiłyśmy je mechanikowi - zapomniałyśmy w tym wszystkim że to Wielkanoc....
cdn.
Ika
0 komentarze