Atmosfera świąteczna w Nowym Jorku

USA Nowy Jork - Listopad 2011 Nowy Jork, miasto marzeń dla tylu tysięcy ludzi, miasto przyszłości mające spełnić ich marzenia o dobro...

USA Nowy Jork - Listopad 2011

Nowy Jork, miasto marzeń dla tylu tysięcy ludzi, miasto przyszłości mające spełnić ich marzenia o dobrobycie, miasto tak inne od wszystkich.



To miasto, do którego warto pojechać nie tylko na zakupy i aby przejść się 5 Aleją. To wspaniałe, niepowtarzalne muzea z unikatowymi zbiorami, to Broadway kuszący przedstawieniami to Metropolitan Opera i występy największych sław, to piękne parki. Zresztą posłuchajcie …

Dzień 1
Po dość długim, ale wygodnym locie KLM wylądowałyśmy na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Teraz tylko dostać się na miejsce naszego zakwaterowania, wyspać się i można zacząć zwiedzać, kupować, robić zdjęcia, próbować miejscowych (i przywiezionych przez imigrantów) przysmaków i robić, co tam dusza jeszcze zapragnie. Nowy Jork jest w stanie zaoferować wszystkim i każdemu z osobna najbardziej wyrafinowane rozrywki. Ale od początku. Już samo lądowanie dostarcza frajdy. Samolot nadlatuje nad niesamowitą łunę świateł, leci nad nią.. i leci jakby nigdy nie miała się skończyć... i w końcu ląduje, teraz tylko (i aż) czeka nas przejście przez odprawę imigracyjną i jesteśmy.
Ponieważ wyspałyśmy się w samolocie i nie byłyśmy zmęczone zaczęłyśmy planować kolejne dni, na rozmowach zeszło nam trochę czasu i nagle okazało się, że jest środek nocy... No nic, trzeba się położyć spać, przecież w niedzielę pierwszy dzień zwiedzania ….

Dzień 2
Czy ja coś pisałam o spaniu????? Łatwo powiedzieć... po 3 godzinach snu (o 4 w nocy) wszystkie się obudziłyśmy i właściwie to byłyśmy gotowe do wstania... ;) ale wstawać o 4 nad ranem to barbarzyństwo przecież. Doczekałyśmy do 8 rano i po śniadaniu ruszyłyśmy na miasto.
Zaczęłyśmy od kupienia 7 dniowego biletu na metro, jak się później okazało to był doskonały pomysł. Nowojorskie metro jest jednym z najstarszych na świecie. Liczy sobie 107 lat, ma 468 stacji, 26 linii o łącznej długości trasy 369 km i 1056 km długości torów. Tu  nawet w metrze można stać w korku! Dziennie przewozi ok 5 milionów osób. Imponujące prawda?! Może i my kiedyś osiągniemy taką doskonałość ;)
Tego dnia w planach był dolny Manhattan. I tu dla mnie kompletne zaskoczenie. Dolny Manhattan, dzielnica instytucji finansowych skupionych wokół nowojorskiej giełdy NYSE (New York Stock Exchange) było kompletnie pusty. Była 10 rano w niedzielę, po ulicach przemykały nieliczne samochody i wszędobylska policja, nieliczni przechodnie kierowali się w tylko sobie znane miejsca. Słychać było stukot obcasów o chodnik. Pogoda piękna, zaskakująco piękna. Przed wyjazdem sprawdzałyśmy prognozę pogody, padał śnieg, temperatura oscylowała obok 0 stopni a nas powitało słońce i 15 stopni ciepła...



fot. Ewa Sałańska


A więc czas na Manhattan -jądro kapitalizmu. Drapacze chmur, ludzie w drogich garniturach i rogowych okularach (choć takie widoki to tylko w tygodniu obowiązują ;) w weekendy szanowna śmietanka finansowa wypoczywa). Stojąc w miejscu osławionego Fort Knox czuć było niemalże tą potęgę i płynące strumienie dolarów. Najsłynniejsza ulica to oczywiście Wall Street – „aleja szmalu” wg. Oliviera Stone'a, a jej sercem jest giełda.  Budynek giełdy jest jedną z atrakcji, których nie da się przeoczyć. Przed jej wejściem znajduje się monument byka, symbolizującego dobrą passę graczy giełdowych. Do niedawna można było się na niego wdrapać, pogłaskać tu i ówdzie na szczęście ;) ale niestety ostatnie miesiące i ogarniający cały świat krach finansowy, i idące za tym protesty ograniczyły wolność naszego symbolu bogactwa i szczęścia. Biednego byka, ogrodzonego przez barierki pilnują uzbrojeni po zęby policjanci.


fot. Ewa Sałańska

Na Dolny Manhattan trafiają wszyscy przybywających do Nowego Jorku turyści. Stąd można podziwiać najsłynniejszy pomnik świata, Statuę Wolności. Francuska zielona dama jest symbolem wolności, zaradności, amerykańskiej historii i matką imigrantów. Nie była naszym dzisiejszym celem a więc opowiem o niej troszkę później. Teraz Ground Zero. W wyniku ataków z 11 września 2001 śmierć poniosło 2973 niewinnych ludzi. Do dziś czuje się ducha tych, którzy zginęli. Na miejscu budynków World Trade Center zniszczonych tego dnia, rosną nowe wieże symbole, mające upamiętnić tą straszliwą tragedię. Najwyższa z nich Freedom Tower, mająca  liczyć 541 metrów jest już prawie gotowa. Trwają również intensywne prace nad stworzeniem muzeum poświęconego ofiarom WTC. Jej symbolem, ale też i symbolem siły przetrwania mają być dwa gigantyczne filary o kształcie trójzębów, które stanowiły podporę wież.  


fot. Ewa Sałańska



Manhattan to tygiel różnych narodowości, nazywany często kotłem etnicznym. W miarę zasiedlania, wyspa podzieliła się na mniejsze dzielnice, których nazwy związane były z osiedlającymi się narodowościami. I tak mamy Little Italy gdzie zamieszkali emigranci z Włoch, Chinatown – gdzie zamieszkali emigranci z Chin, Little India – zamieszkała przez Hindusów, Hell's Kitchen – Irlandczycy, Little Korea – Koreańczycy, a w El Barrio mieszka ludność hiszpańskojęzyczna, głównie Portorykanie. Dla odmiany Yorkville to przede wszystkim mieszkańcy pochodzenia niemieckiego. Można by opowiadać o tych miejscach w nieskończoność. Po wizycie w Little Italy i Chinatown udaliśmy się na Soho. 


fot. Ewa Sałańska




Ponieważ po „czarnym piątku” zaczęły się w sklepach wyprzedaże, z każdej wystawy kusiły przeceny. Ech pierwszy dzień a my po chwili wędrowałyśmy z torbami pełnymi różnych niepotrzebnych rzeczy... np. 15ej pary butów ;).


fot. Ewa Sałańska

To był długi dzień i zaczęłyśmy już odczuwać różnice czasowe. Zapakowałyśmy się grzecznie do metra i wróciłyśmy do domu. Zasnęłam momentalnie.... i momentalnie też się obudziłam... była 4 nad ranem, a jakże ;) dziewczyny też nie spały. No nic, oby do rana przetrwać...

Dzień 3 (poniedziałek)

Przed wyjazdem zamówiłyśmy internetowo 3 dniowy „The New York pass”. Fantastyczne rozwiązanie, jeśli ma się siłę na zwiedzenie wszystkich muzeów rozsypanych na Manhattanie, mającym bagatelka 60 km kwadratowych powierzchni. Po śniadaniu pojechałyśmy metrem na Lexington Ave.  Tego dnia miałyśmy w planach Środkowy i Górny Manhattan. Hmmm łatwo powiedzieć... wprawdzie w wygodne buty byłyśmy zaopatrzone i psychicznie przygotowane na całodzienne włóczęgostwo ale chyba nawet parki narodowe nie dały tak nam w kość ;).
Ulica Broadway to królestwo teatrów (Theater District) i jedyna położona pod kątem ulica na Manhattanie. Licząca ponad 32 km ulica jest mekką sztuki, w której codziennie odbywają się setki spektakli, zaczynając od klasyki kończąc na sztuce nowoczesnej i eksperymentalnej.


fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska


Kręcąc się po Manhattanie zajrzałyśmy do znanego nam z licznych filmowych scen pożegnań dworca Grand Central z przepięknym sklepieniem pełnym gwiazd. Jest to też jedno z najpopularniejszych miejsc i scenerii, w których fotografują się nowojorskie młode pary.


fot. Ewa Sałańska

W tym rejonie znajduje się najsłynniejszy nowojorski budynek Empire State Building. Jest to też jedno z najbardziej znanych i popularnych miejsc widokowych Nowego Jorku. Panoramę Nowego Jorku można podziwiać z 86 piętra lub za dodatkową opłatą ze 102 pietra. Nad nami tłoczyły się inne znane wieżowce jak: Rockeffeler Center z najmodniejszą i najbardziej chyba znaną ślizgawką na świecie (byłyśmy nawet świadkiem wyjątkowych oświadczyn gdzie kandydat na pana młodego wykupił całą ślizgawkę i przy oklaskach innych wręczył pierścionek narzeczonej) , sala widowiskowa - Radio City Music Hall (gdzie w okresie Świątecznym odbywają się specjalne słynne przedstawienia świąteczne), centrum sztuki Carnegie Hall, Madison Square Garden czy Saks, Carter i Tiffany.
Idąc dalej 5 Aleją dotarłyśmy w końcu do Central Park. Cudne miejsce! Pogoda była piękna, ludzie wokół spacerowali rozleniwieni ciepłym jesiennym słońcem (było prawie 19st C), pływali łódkami, aż się chciało tam zostać na dłużej. Sam Park, jak chyba wszystko w Nowym Jorku, jest ogromy. Zajmuje obszar 340 hektarów, rośnie w nim 4 miliony drzew i znajduje się w nim 36 mostów, te liczby mówią chyba wszystko same za siebie.
Central Park dzieli Górny Manhattan na dwie części: Upper East Side i Upper West Side.
fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

Jak mówią nowojorczycy,  Upper East Side to ulica"starych pieniędzy". Jest to też ulubione miejsce takich reżyserów  jak Woody Allen, który wiele ze swych filmów kręcił właśnie tu. . Jednym z najbardziej znanych miejsc jest rezydencja Dakota Building,w której mieszkał i przy której zginął John Lennon. Wspaniałe luksusowe budynki z bogatymi apartamentami zamieszkiwane są przez sławnych i bogatych, my grzecznie spacerowałyśmy podziwiając ich przepych.
No ale nas niestety gonił czas. Nowy Jork to nie tylko kolorowe ulice, sklepy i nowoczesność, to także historia w niebanalnym wydaniu. To tu znajdują się najwspanialsze muzea mające jedne z najwspanialszych i najbogatszych zbiorów na świecie
Znajdują się tu między innymi Metropolitan Museum, którego rozmiar i zbiory porównywalne są z Luwrem), prezentujące sztukę nowoczesną muzeum. Jednak my miałyśmy tego dnia w planach muzeum, o którym marzyłam od lat i choć już tam byłam marzę dalej.. bo cóż znaczą 4 godziny w Muzeum Historii Naturalnej??? 4 dni to mało, ale trzeba się cieszyć, że marzenia jednak się spełniają J Założone w 1869r. muzeum zajmuje powierzchnię 81tys m2 i składa się z połączonych ze sobą 25 budynków. Zbiory liczone są na ok. 32 miliony eksponatów a liczba pracowników tej szacownej instytucji dochodzi do 1200 osób. Jest miejscem, gdzie nowojorskie dzieciaki mają lekcje historii, biologii, geografii, astronomii. Całość jest podzielona na sekcje dedykowane różnym kulturom, okresom historycznym, życiu na ziemi etc. Dla mnie najwspanialsza cześć, to zbiory poświęcone  różnym kulturom i kontynentom. Nieprzebrane zbiory masek, strojów, przedmiotów użytku codziennego, biżuterii. Żeby zobaczyć takie cuda trzeba by przemierzyć wszystkie kontynenty i mnóstwo krajów. Muzeum Historii Naturalnej daje szansę obejrzeć to wszystko w jednym miejscu.
No nic, dnia nie starczy aby opowiedzieć o tym miejscu, a nasz dzień już się kończył i trzeba było wracać. Zmęczone powlokłyśmy się do metra.
Zgadnijcie, o której się obudziłyśmy? ;)

Dzień 4 (wtorek)
Padało. Ale to nic. Dzisiaj w planach muzea a wieczorem „Faust” w Metropolitan Opera. Szybciutko zebrałyśmy się i pojechałyśmy naszym ulubionym metrem na Manhattan.
Pierwsze muzeum z listy to Metropolitan Museum of Art. Założone w 1870r.  to największe i najstarsze muzeum w Ameryce. Posiada w swych zbiorach unikalną kolekcję rzeźby, malarstwa, dzieł sztuki zdobnicze. Same zbiory podzielone są tematycznie i tak znajdziemy tu działy poświęcone malarstwu, sztuce użytkowej, uzbrojeniu, instrumentom muzycznym, strojom. Zbiory malarstwa składaja się z największych dzieł takich twórców jak Hals, Rembrandt, Vermeer (sztuka holenderska), Giotto, Botticelli, Rafael, Bronzin, Verones (sztuka włoska), Corot, Cezanne, Monet, Renoir, Gauguin, van Gogh (sztuka francuska).
Niestety czas znowu zaczął nas gonić. Dalej w planach muzeum Gugenheima. Budynek projektu słynnego architekta Wright’a. Fantastycznie zaprojektowana kopuła zaprasza do wejścia i delektowania się sztuką. Muzeum zostało otwarte w 1959 roku i stanowi jeden z ważniejszych obiektów XX-wiecznej architektury miasta. Mieszczą się tu sławne kolekcje malarstwa impresjonistycznego, postimpresjonistycznego, wczesnego modernizmu i sztuki współczesnej. Dodatkowo odbywają się tez czasowe wystawy sztuki. My trafiłyśmy na wystawę „All” Maurizio Cattellana. Nie będę jej opisywała.. zobaczcie zdjęcia i sami oceńcie …..


fot. Ewa Sałańska



Za każdym razem jak jesteście w Nowym Jorku warto tu zajrzeć i zawsze będzie inna fantastyczna wystawa.

Niestety musiałyśmy zakończyć na ten dzień nasza wędrówkę po muzeach ale czekał na nas wspaniały wieczór – „Faust” w Metropolitan Opera. W takim miejscu człowiek ma wrażenie że „ociera się „ o wielki Świat. Damy w sukniach i panowie w smokingach. Wyglądałyśmy  twarzy znanych nam z filmów czy seriali.
Opera była zachwycająca. W roli tytułowej wystąpił wspaniały tenor Jonas Kaufmann, jako Mefistofeles – rene Pape i i Marina Poplavskaya jako Małgorzata. Des McAnuff – reżyser został nagrodzony Tony Aword

Dzień 5 (środa)

Na szczęście pogoda była dla nas łaskawa. Nie padało, wyszło piękne słońce i było dość ciepło jak na tę porę roku . Wspaniały dzień na wędrówkę.
Plany jak zwykle były ambitne. Zaczęłyśmy od zwiedzenia USS Intrepid – lotniskowca, którego wodowanie miało miejsce w 1943r. Okręt brał udział w walkach w wojnie z Japonią. Wielokrotnie bombardowany w trakcie wojny był remontowany w stoczni w San Franscisco i przywrócony do służby. Od 1952r. stanowił część floty Atlantyku. W 1974 r. został definitywnie wycofany ze służby i od 1982r. Cumuje w Nowym Jorku, będąc częścią Intrepid Air-Space Museum znajdujący się na brzegu Hudson River. Na statku znajduje się 30 odrestaurowanych samolotów bojowych i helikopterów, w tym podarowany przez nasz kraj Mig-27. Ciekawym obiektem jest też łódź podwodną. Gratka szczególnie dla chłopców i tych dużych (ale nie za dużych bo żeby wejść do łodzi trzeba zmieścić się w specjalnym przejściu a by w niej nie utknąć) i małych.


fot. Ewa Sałańska

Następnym punktem dzisiejszego programu była wycieczka statkiem wycieczkowym circle line. Fajna sprawa, cała wycieczka trwała 3 godziny, podczas której opłynęłyśmy cały Manhattan. Szkoda, że pogoda się troszkę popsuła ale co tam, zdjęcia dało się robić ;)
Głównym celem tej wyprawy była Statua Wolności. Ta dość duża gabarytowo niewiasta waży 229 ton (jej nos ma długość półtora metra!!!), to symbol imigracji i amerykańskiej historii. Będąc emigrantką (przypłynęła w 350 kawałkach z Paryża do USA w 1886 r. jako symbol  przyjaźni francusko-amerykańskiej), została ustawiona na jednej z nowojorskich wysepek (dziś Liberty Island). Witała przybywających do Stanów Zjednoczonych przybyszów ze Starego Lądu.


fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska



Powoli postanowiłyśmy się kierować w stronę Times Square ale po drodze było przecież tyle ciekawych miejsc do zobaczenia …. Na początek Muzeum Madame Tussauds, hmmm zwiedzenie tego uroczego miejsca zajęło nam jakieś 15 min ;). W sumie dość ciekawie miejsce ale części gwiazd niestety nie rozpoznałyśmy … :(
Następnie popędziłyśmy do Empire State Building, gdzie wjechałyśmy na 86 piętro skąd podziwiałyśmy panoramę miasta. Widok był niesamowity, takiej ferii świateł chyba nigdy przedtem nie widziałyśmy.



fot. Ewa Sałańska

Następnym punktem był Times Square nocą, warto przyjechać tu nocą bo to zupełnie inne miejsce niż za dnia. Takich kolorów i barw które dostarczają najsłynniejsze tam reklamy nie można zobaczyć nigdzie indziej na świecie. A dla chętnych na środku placu znajduje się punkt, w którym można się zaciągnąć do amerykańskiej Armii.



fot. Ewa Sałańska

fot. Ewa Sałańska

Ciekawostką w przedświątecznym Nowym Jorku jest tradycja ozdabiania wystaw świątecznych. Największe domy towarowe (np. Macy’s, Tiffany) konkurują między sobą o palmę pierwszeństwa w jak najciekawszym i najoryginalniejszym przystrojeniu budynków Tylko tutaj widziałam wystawy składające się z kompozycji ruszających się marionetek w rytm pięknej muzyki. Kompozycje te są tak popularne że niejednokrotnie trzeba stać kilkanaście minut alby dopchnąć się do okien wystawowych.
Robiło się późno a nas czekała jeszcze jazda metrem do domu. Metro było dla mnie zawsze ciekawym przeżyciem, tak różnych ludzi, narodowości nie spotyka się chyba w żadnym innym miejscu na świecie.

Dzień 6 (czwartek)
Dzień zakupów. No i zaszalałyśmy, cóż mogę więcej powiedzieć. Ale jakie to miłe. Sklep Mecy's dostarcza naprawdę wiele przyjemnych rozrywek ;)
A ten outlet z butami.... ech...


Dzień 7 (piątek)
No i znowu zakupy. Tym razem pojechałyśmy dalej. Do Woodbury Common Premium Outlets w  Central Valley, NY. I znowu cały dzień szaleństw.  Na miejscu można zrobić zakupy w sklepach największych domów mody i projektantów. Znajdują się tu m.in. sklepy Anne Fontaine, Burberry, Calvina Kleina, Dolce&Gabbana, Gucci, Hugo Boss, Lacoste. 







Dzień zakończył się urodzinowym przyjęciem jednej z nas w prawdziwym amerykańskim stylu przy steaku, torcie i ze śpiewającymi „Happy Birthday” kelnerami

Dzień 8 (sobota)
Następnego dnia wyjazd, a więc trzeba było zrobić ostatnie zakupy i pakować się. Wieczorem pojechałyśmy jeszcze raz na Times Square i na Rockefeller Plaza. Włączona w środę w obecności prezydenta Obamy choinka przyciągała tłumy do siebie. Ponieważ był to tak naprawdę nasz ostatni dzień w Nowym Jorku uznałyśmy, że takie świąteczne pożegnanie było najlepszym pomysłem. Na ścianie budynku Saks Fith Avenue sąsiadującego z Rockefeller Center odbywał się pokaz światło – dźwięk. Robił fantastyczne wrażenie jakby mury same się ruszały.  Więcej o choince , wystawach i pokazie tutaj.

Dzień 9 (niedziela)
Musiałyśmy się już tylko dostać na lotnisko w Newark i trzeba było wracać do domu. No cóż każda przygoda się kiedyś kończy.., trzeba zacząć planować nową ;)

Ewa 

You Might Also Like

0 komentarze

Popularne artykuły

'

Wizytówka Facebooka

Flickr Images